Oddajemy dwie flaszki po piwie i odzyskujemy 30 ARS (piwo kupuje się tu
generalnie z kaucją, a potem biedny Maciej targał butelki po całej Argentynie,
hehe) plus zaoszczędzone 200 ARS z noclegu daje nam 230 ARS, czyli tyle, co
wczoraj wydaliśmy na obiad ;p
Koleś w recepcji mówi nam, że na lotnisko jedzie autobus linii 63 z terminala.
Idziemy więc na terminal, pieszo, bo to tylko kilka quadras, pytamy w
informacji turystycznej o autobus, a pani mówi, że owszem, 63, ale nie z
terminala, tylko z Calle Salta. I źle nas informuje, gdzie mamy kupić kartę Red
Bus (tu nie ma biletów, tylko takie karty jak Sube w Buenos, czy nasza
Peka). W agencji turystycznej też nie wiedzą nic o autobusie na lotnisko.
W końcu kupujemy kartę i idziemy na przystanek. Tu czekamy 50 minut, w
międzyczasie przyjeżdża kilkadziesiąt autobusów innych linii, wreszcie
nadjeżdża nasz. Przejazd trwa 35 minut, na szczęście mamy sporo czasu w zapasie
;)
Lot Australem, siostrzaną firmą Aerolìneas Argentinas do Cordoby trwa 55 minut, nie dają ani picia, ani jedzenia :( Lecimy samolotem Embraer 190, który leciutko wystartował i spokojnie wylądował, nawet się nie zorientowałam, jak i kiedy :p
Potem mamy ponad godzinę przerwy na lotnisku w Cordobie.
Przez internety można nawet spóźnić się na samolot :p Prawie. Na obu
lotniskach, zarówno w Mendozie, jak i Cordobie działa dobry internet,
połączenie jest automatyczne, bez żadnych kodów, haseł, wysyłania smsów. Super!
Do Salta lecimy Aerolìneas Argentinas, tym razem trochę większym Boeingiem 737-800 i dostajemy picie; dobre choć to :p Lot trwa godzinę.
Na lotnisku dowiadujemy się o transport do miasta. Jest autobus miejski, ale
płaci się za przejazd kartą, którą można kupić w mieście, oddalonym stąd
o kilkanaście kilometrów. Jest busik, ale właśnie odjechał; następny będzie za
ponad godzinę. Kosztuje 80 ARS/ os. i jedzie jakieś 40 min. Trzeba wziąć
taksówkę, która jedzie ok. pół godziny i kosztuje 200 ARS. To akurat prawie
tyle, co zaoszczędziliśmy na hostelu, ale nie mamy wyjścia :p
Hostel Nuevo Royal znajduje się blisko terminala, co jest bardzo istotne na
jutro. Wybieramy większy pokój z dużym łóżkiem i dwoma pojedynczymi. I oknem.
Łazienka jest w porządku, czysta, ale z tym dziwnym prysznicem, który leje wodę
wprost na podłogę. Płacimy 618 ARS i idziemy na terminal kupić na jutro bilety
do San Pedro de Atacama w Chile. Robimy rozeznanie w kilku firmach, gdyż nie
jeżdżą one codziennie. Wybieramy Pullmana za 950 ARS/os. z desayuno, almuerzo i
meriendą. Wyjazd 7 rano, przejazd trwa 10 godzin. Pan w okienku bardzo
sympatyczny, o i nawet ładny, mógłby być aktorem :p a nasz hiszpański jest już tak dobry, że możemy sobie z panem nawet pożartować :)
Idziemy do centrum, spacerujemy po ładnym Plaza de 9 Julio z rzeźbami, fontanną i wieloma drzewami, dookoła którego znajdują się piękne, kolonialne budynki. Ślicznie tu ;) Przechadzamy się deptakiem, na którym panuje wakacyjna atmosfera, grajkowie grają i śpiewają, ludzie słuchają, sprzedawcy uliczni sprzedają (głównie skarpety, ale po co, skoro tu jest ciepło podobno przez cały rok?).
Kolację zjadamy w Imperio Resto Bar. Bierzemy menu turistico za 130 ARS/os.:
empanada, plato principal i postre artesañal (brzoskwinia z puszki z sokiem i dulce
de leche)
I wieczorem czarne piwo Salta, a jakże ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz