wtorek, 14 października 2014

znowu w Cusco

Rano po raz drugi udajemy się do Sacsayhuamán, gdyż poprzednio nie sprawdzono nam boleto turistico, a Maciej lubi te ruiny, poza tym mamy w Cusco cały dzień do dyspozycji, zanim dziś wieczorem ruszymy w dalszą drogę.
























Jest słoneczny, upalny dzień, zwiedzamy nie spiesząc się, idziemy do muzeum archeologicznego, w centrum widzimy sporą grupę młodych ludzi, ubranych w przepiękne ludowe stroje, zmierzającą w kierunku convento Santo Domingo. W tym regionie, a zwłaszcza w Cusco na każdym kroku spotyka się, zwłaszcza kobiety ubrane w folklorystyczne stroje, kolorowe i piękne. Pewnie są głownie przeznaczone, by przyciągać oczy turystów i ich pieniądze (często proponują odpłatnie zdjęcia), ale wiele nosi typowe ubrania- długie, marszczone spódnice, obfite halki, fartuchy no i oczywiście wysokie kapelusze wszelkiego rodzaju.






















Pod wieczór, jak zwykle w Cusco bardzo zimny i wietrzny,  zaglądamy na targ San Pedro, gdzie kupujemy wełnianą czapkę dla Tomaja, wypijamy jugo de naranja (półtorej szklanki za 3,50 soli),no i  robię zdjęcia ludzi, kwiatów, owoców i różnych dziwnych rzeczy, jak mówi Rafał, czyli końskich i krowich głów, mózgów, jelit i innych bebechów, bleee :p
































Idziemy do restauracji na Plaza de Armas na tradycyjny, peruwiański przysmak- cuy, czyli świnkę morską. Hoduje się je tutaj już od 5000 lat i rocznie zjadanych jest ok. 50 milionów sztuk. Zamawiamy jedną smażoną, drugą z grilla, podają nam je z pieczonymi ziemniakami i sałatką. Z talerza szczerzą się ząbki :p jednak smakiem cuyes się nie zachwycamy, przypomina kurczaka, ale jest znacznie twardszy. Cena to 40 soli za porcję, nigdy potem nie jedliśmy tak drogiego obiadu, no ale spróbować trzeba. Z hostelu zamawiamy taksówkę na terminal i późnym wieczorem wsiadamy do nocnego autokaru Cruz del Sur, dostajemy kocyk, poduszkę, zamówione przy zakupie biletu jedzenie, zjadamy i zasypiamy.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz