Rano jedziemy colectivo na terminal, jednak okazuje się, że autobus mamy dopiero o 12, więc musimy czekać. Trochę nam to komplikuje plany, gdyż pewnie będziemy musieli przenocować w Chivay. Muszę przyznać, że system transportu przy pomocy colectivos jest genialny. Jest ich mnóstwo, jeżdżą po określonych trasach, zabierają wielu pasażerów, często wręcz ich upychając i są taniutkie! Szkoda, że nie ma ich w Polsce L
Jedziemy 3 godziny autobusem do
Chivay, po drodze podziwiając przepiękne widoki. Droga wije się wzdłuż
zboczy gór, w dole widać tarasowe poletka z uprawami, w oddali wznoszą się
majestatyczne szczyty wysokich na 5-6 tysięcy mnpm nadal czynnych wulkanów.
Przejeżdżamy przez położoną na wysokości 4910 mnpm przełęcz Patapampa, skąd
niezliczonymi, często wręcz karkołomnymi serpentynami zjeżdżamy do Chivay.
Gdy wysiadamy, zaczepia nas skromna kobieta,
oferująca nocleg. Idziemy z nią do hostelu, gdzie mamy pokój 3-łóżkowy, chłodną
wodę (a obiecywała gorącą!) i kiepski Internet ;p Jest już bardzo późne popołudnie, idziemy zwiedzić
miejscowość, rozejrzeć się i coś zjeść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz