O 8 rano
wyruszamy autobusem do La Paz. I tak sobie jedziemy, aż tu nagle mówią nam, że
musimy wysiąść. O! okazało się, że będziemy przeprawiać się promem, raczej
promikiem, a właściwie to tratwą przez cieśninę Tiquina. Na promiku jest tylko
nasz autobus i collectivo, powinniśmy przeprawiać się tratwą pasażerską, ale my
wolimy towarową; za ten przywilej musimy zapłacić 2 boliviany.
Do La Paz
wjeżdżamy przez El Alto i od razu mamy ochotę stąd uciekać. Widzimy tylu ludzi,
że czujemy się nieswojo, zresztą nie lubimy wielkich miast. Z dwiema
Francuzkami za 25 bolivianos od osoby bierzemy colectivo i z plecakami jedziemy
do Tiwanaku, ponieważ jest już południe i nie mamy czasu na szukanie hostelu. Leży ono w odległości 70 km od La Paz, na
Płaskowyżu Antiplano, na wysokości 3800 mnpm. Tiwanaku (w ajmara) lub Tiahuanaco(w
quechua) powstało w V wieku pne i prawdopodobnie
było świątynnym miastem lub handlową metropolią nad jeziorem Titicaca.
Archeolog Arthur Posnansky doszedł do wniosku, że Tiahuanaco było miejscem
narodzin całej amerykańskiej cywilizacji i starożytnym obserwatorium
astronomicznym. Kompleks ruin podzielony jest na trzy obszary: Akapana,
Kalasasaya i Pumapunku. Zostawiamy bagaże w przechowalni i idziemy zwiedzać.
Wstęp kosztuje 80 BOB. Czas powstania Tiwanaku datuje się na V w pne, a
największy rozwój na III-VIII w. W okresie ekspansji w VIII-XII w. objęła cały
obszar ówczesnej Ameryki andyjskiej, jej ślady można również znaleźć na
wybrzeżu Pacyfiku.
Kompleks ruin
podzielony jest na trzy obszary: Akapana, Kalasasaya i Pumapunku. W Akapana
oglądamy Templo Semisubterraneo, gdzie w 2-metrowym murze osadzonych jest 175 kamiennych
głów. W centrum świątyni znajdują się trzy stelle. Jedna z nich, wysoka na 2,5
metra to stella Kontiki, przedstawiająca brodatego mężczyznę. W Kalasasaya
podziwiamy słynną Intipunku, czyli Bramę Słońca. Zbudowana jest ona z jednego
bloku kamiennego o wysokości 2,8 m i szerokości 3,8 m z wykutym otworem, a jej
waga to ok 10 ton! W Pumapunku na wzgórzu leżą porozrzucane ogromne bloki
andezytowe, diorytowe i trachitowe. Nie wiemy, czy zniszczenia dokonał
człowiek, czy była to naturalna katastrofa. Widzimy staranne cięcia kamiennych
bloków i dokładnie wykonane otwory w skałach tak twardych, że w dzisiejszych
czasach mogłyby być obrobione jedynie przez nowoczesne frezarki, wiertarki czy
urządzenia laserowe. Jak tego dokonano w tamtych czasach, pozostaje nadal
tajemnicą.
Późnym
popołudniem wracamy do La Paz, gdzie w pobliżu Plaza San Francisco znajdujemy
hostel; pokój nie jest najlepszy, pościel niezbyt czysta, nie ma okna, a
gospodyni zamiast ogarnąć swoją nieruchomość, zadbać o jej wygląd, posadzić
kwiatki, posprzątać, cały dzień leży :p Szkoda, bo kolonialny budynek jest
ładny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz