środa, 15 października 2014

Titicaca- Isla Taquile

Wczesna pobudka, śniadanie, ostatnie pamiątkowe zdjęcia i idziemy do portu, wsiadamy na statek i płyniemy na wyspę Taquile. 


















Jezioro jest dziś wzburzone i bardzo się kiwamy ;p Po ok. godzinie dopływamy do Taquile. Wspinamy się po kamiennej ścieżce, przechodzimy przez kamienne bramy, idziemy wzdłuż tarasowych pól, przechodzimy przez wioski. Furtki do posesji zrobione są z kijów, a zawiasy… ze starych podeszw!! dokładnie tak, jak o tym opowiadał Cejrowski ;) 
















W głównym mieście wyspy, na rynku znajduje się dwupiętrowy budynek, w którym sprzedają miejscowe wyroby, utkane przez mężczyzn! Tak, tak! Na Taquile to mężczyźni tkają i robią na drutach czerwone, wzorzyste czapki J taka w połowie biała oznacza, że mężczyzna to kawaler, a czerwona, że jest żonaty.  Kobiety noszą kolorowe, wielowarstwowe spódnice, haftowane bluzki i czarne szale. Życie mieszkańców niewiele zmieniło się od czasów Inków- nadal uprawiają ziemię tradycyjnymi narzędziami i nie stosują płodozmianu. 



















Zatrzymujemy się w restauracji, gdzie zamawiane są pstrągi i zupa, my nie jemy, bo to nie nasza pora na jedzenie, zresztą mam trochę problemów z żołądkiem, więc tylko wypijam munię. Gdy oczekujemy na jedzenie, prezentują nam tradycyjne wyroby tkackie oraz wyrób szamponu z rośliny rosnącej na wyspie, niestety nie pamiętamy, jak się nazywa. Mężczyzna ugniata ją w kamiennej misie, polewa wodą i po chwili otrzymuje pianę; przy jej pomocy pierze kłębek brudnej owczej wełny, która po chwili staje się prawie śnieżnobiała. 















Po lunchu schodzimy do portu, wsiadamy na statek i wracamy do Puno. Wieczorem zjadamy obiad w restauracji, która nie ma kucharza; zabawne, bo nie jest to jedyne miejsce, gdzie poszukują obsługi kuchni, na szczęście właściciel ma pewne pojęcie o gotowaniu. Nocujemy w hostelu Los Lobos i rano następnego dnia autobusem jedziemy do Boliwii. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz