Rano zjadamy kanapki, zwijamy namiot i idziemy do La Ca na cappuccino za 1,50E. Camping jest bardzo ładny, z wieloma greckimi posągami i fajnym basenem.
Wyjeżdżamy o 9.30 i kierujemy się do Rocca di Manerba, gdzie znajdują się ruiny zamku i świątynia Minerwy. Wpisana na listę UNESCO góruje malowniczo nad jeziorem na północ od Moniga del Garda.
Wyjeżdżamy o 9.30 i kierujemy się do Rocca di Manerba, gdzie znajdują się ruiny zamku i świątynia Minerwy. Wpisana na listę UNESCO góruje malowniczo nad jeziorem na północ od Moniga del Garda.
Następne to Decenzano, gdzie chcemy obejrzeć Villa Romana, ale... po pierwsze trudno ją znaleźć, a jak już ją znajdujemy, to okazuje się, że jest zamknięta, bo to dziś poniedziałek ;p
Dalej jedziemy do Sirmione, malowniczego miasteczka, położonego na wąskim półwyspie na południowym wybrzeżu Lago di Garda. Kupujemy bilety do Castello Scaligero i Grotte di Catullo za 10E/os. oba, sama grota za 6E, więc dobrze, że bierzemy zestaw. Parking kosztuje 2,20E/h. Najpierw zwiedzamy zamek, potężną budowlę na planie kwadratu dominujący przy wjeździe do Sirmione. Powstał on na polecenie przedstawicieli rodu Scaligerich z Werony, którzy dążyli do zaznaczenia swoich wpływów na północy. Zamek, najeżony wieżyczkami i oflankowanymi wieżami, chroni jedyny most dla pieszych wiodący do miasta. Wspinamy się po 146 stopniach na szczyt wieży, by podziwiać widok na dachy i port Sirmione. Tłumy ludzi, nie wyobrażam sobie przyjechać tu w szczycie sezonu, pełno emerytów, wszyscy mówią tu po niemiecku.
Teraz prawie biegiem lecimy do Grotte di Catullo. Ciężko się przepychać przez ten tłum leniwie spacerujący uliczkami, zaglądający do sklepów z pamiątkami i liżący wielkie, włoskie lody ;p
Grotte di Catullo to stanowisko archeologiczne, w którym podziwiać można ruiny rzymskiej rezydencji z I wieku, największej prywatnej willi na północy Włoch, malowniczy zespół kamiennych łuków i murów, wznoszących się na wysokość do trzech pięter.
Mantua, spokojna jak trzy jeziora, nad którymi jest położona, słynie z okazałych pałaców książęcych i nastrojowych brukowanych placów, parking kosztuje 1,20/h, więc fajnie. Miasto jest mocno zakorzenione w kulturze i sztuce, tu urodził się łaciński poeta Wirgiliusz, Romeo dowiedział się o śmierci Julii, a Verdi umieścił akcję Rigoletta.
Od 1328 Mantuą rządzili Gonzagowie, najbardziej wpływowy ród epoki renesansu. Do dziś zachowało się wiele związanych z nimi pamiątek; oglądamy Palazzo Ducale familii Gonzaga, nie zwiedzamy go, gdyż jest zamknięty w poniedziałki.
Przechodzimy przez wielką, wybrukowaną kocimi łbami Piazza Sordello, po którą maszerują dziwnie ubrani ludzie, jacyś żołnierze, biedni wieśniacy, idziemy na Piazza delle Erbe, niestety nie możemy wejść do Rotunda di San Lorenzo, gdyż kręcą tu jakiś film historyczny (ah, to byli aktorzy!) i jest zamknięta dla zwiedzających.
Mantua, spokojna jak trzy jeziora, nad którymi jest położona, słynie z okazałych pałaców książęcych i nastrojowych brukowanych placów, parking kosztuje 1,20/h, więc fajnie. Miasto jest mocno zakorzenione w kulturze i sztuce, tu urodził się łaciński poeta Wirgiliusz, Romeo dowiedział się o śmierci Julii, a Verdi umieścił akcję Rigoletta.
Od 1328 Mantuą rządzili Gonzagowie, najbardziej wpływowy ród epoki renesansu. Do dziś zachowało się wiele związanych z nimi pamiątek; oglądamy Palazzo Ducale familii Gonzaga, nie zwiedzamy go, gdyż jest zamknięty w poniedziałki.
Przechodzimy przez wielką, wybrukowaną kocimi łbami Piazza Sordello, po którą maszerują dziwnie ubrani ludzie, jacyś żołnierze, biedni wieśniacy, idziemy na Piazza delle Erbe, niestety nie możemy wejść do Rotunda di San Lorenzo, gdyż kręcą tu jakiś film historyczny (ah, to byli aktorzy!) i jest zamknięta dla zwiedzających.
Oglądamy więc Basilica di Sant Andrea i przypadkowo załapujemy się na prywatną wycieczkę do podziemi, normalnie zamkniętych. Bazylika chroni złote naczynia, w których podobno znajduje się ziemia, nasiąknięta krwią Chrystusa. Według legendy, Longinus, rzymski żołnierz który przeszył Chrystusa włócznią, zebrał ziemię i zakopał ją w Mantui. Obecnie naczynia znajdują się w kościelnych podziemiach, pod marmurowym ośmiokątem przed ołtarzem i są wystawiane podczas procesji w Wielki Piątek.
Jeszcze trochę kręcimy się po miasteczku, ale pora już jechać dalej ;)
Wjeżdżamy na autostradę, bramki są już w mieście, więc obwodnica jest płatna, niemiłe ;( Jedziemy na Bolonię, tu krążymy po obwodnicach i długo nie możemy znaleźć właściwej drogi. Wreszcie udaje nam się wyjechać, ale znów wjeżdżamy na autostradę i to jest błąd, gdyż trzeba było nie wyjeżdżać ;p
Planujemy dziś nocleg na prowincji, więc zjeżdżamy na boczną szosę, oznaczenia są kiepskie, więc gubimy się. Robi się ciemno, szukamy miejsca do spania, ale tu nie ma żadnych pensjonatów ani hoteli! Mało tego, miejscowości też nie ma! Jedziemy przez góry i nie jest nam już wesoło, gdyż jedzenia też już nie mamy ;(
W końcu zajeżdżamy do jakiejś dziury koło Traversa, gdzie znajduje się Albergo da Jolanda. Miejsce z lat 70tych ubiegłego wieku, takież umeblowanie i w restauracji i w pokoju (o ja! a łazienka tyci tyci z prysznicem dla krasnoludków. Jestem mała i ledwo się tam zmieściłam! ;p). I zapach, a raczej fetor też z tych lat siedemdziesiątych! :( Natomiast cena jak najbardziej współczesna, 65E za pokój!! Okazało się, że to był nasz najdroższy nocleg ze śniadaniem (4E/os.) w całej naszej podróży!
Jeszcze trochę kręcimy się po miasteczku, ale pora już jechać dalej ;)
Wjeżdżamy na autostradę, bramki są już w mieście, więc obwodnica jest płatna, niemiłe ;( Jedziemy na Bolonię, tu krążymy po obwodnicach i długo nie możemy znaleźć właściwej drogi. Wreszcie udaje nam się wyjechać, ale znów wjeżdżamy na autostradę i to jest błąd, gdyż trzeba było nie wyjeżdżać ;p
Planujemy dziś nocleg na prowincji, więc zjeżdżamy na boczną szosę, oznaczenia są kiepskie, więc gubimy się. Robi się ciemno, szukamy miejsca do spania, ale tu nie ma żadnych pensjonatów ani hoteli! Mało tego, miejscowości też nie ma! Jedziemy przez góry i nie jest nam już wesoło, gdyż jedzenia też już nie mamy ;(
W końcu zajeżdżamy do jakiejś dziury koło Traversa, gdzie znajduje się Albergo da Jolanda. Miejsce z lat 70tych ubiegłego wieku, takież umeblowanie i w restauracji i w pokoju (o ja! a łazienka tyci tyci z prysznicem dla krasnoludków. Jestem mała i ledwo się tam zmieściłam! ;p). I zapach, a raczej fetor też z tych lat siedemdziesiątych! :( Natomiast cena jak najbardziej współczesna, 65E za pokój!! Okazało się, że to był nasz najdroższy nocleg ze śniadaniem (4E/os.) w całej naszej podróży!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz