sobota, 11 marca 2023

lecimy na Palawan, do Puerto Princesa

Śniadanie bez pośpiechu, o ósmej, bo przecież jesteśmy na wakacjach. Jest skromne, mi wystarczy. Potem szukamy hotelu w El Nido, co zabiera nam całe przedpołudnie, w międzyczasie pływamy w basenie. Zamawiamy lunch, frytki i squid rolls, 180PHP, porcję małe, niewarte swej ceny, ale jakiś tam głód zaspokajamy.











Jeszcze się relaksujemy przed lotem.



Z hotelu mamy darmowy shuttle na lotnisko. O 16.25 mamy lot do Puerto Princessa na Palawanie. Lecimy liniami Cebu Pacific, mamy bagaż podręczny 7kg/os. Oczywiście robimy manewry, gdyż waga jest wyższa, przepakowujemy najcięższe rzeczy, które później dokładamy do plecaków. Kładziemy je na wagę, czytnik pokazuje 8kg. Pan, który robi check in patrzy na mnie, ja na niego, uśmiechamy się i mrugamy, sprawa bagażu załatwiona. Grunt to dobrze zagadać i nawiązać kontakt. Na lot czekamy trzy godziny, w międzyczasie głodniejemy, więc w sieciówce Jollybee kupujemy po hamburgerze po 43PHP.










Lecimy Airbusem A320, godzinę i 5 minut, wylatujemy 10 minut przed czasem i lądujemy 5 minut wcześniej.

















Lotnisko w Puerto Princesa jest nieduże. Wychodzimy przed terminal, idziemy do głównej ulicy i umawiamy się na transport do hotelu Mariner's Pension House za 300PHP. Pakujemy się w czwórkę do tricykla, ładujemy plecaki na półeczkę z tyłu, no mam nadzieję, że nie spadną. Po drodze kierowca zawozi nas do agencji turystycznej, gdzie omawiamy wycieczkę na jutro na Underground River. On powiedział, że kosztuje 2000PHP/os., w biurze cena wynosi 2500PHP. Staje na dwóch tysiącach, wymieniamy się z Almerem telefonami, szczegóły będziemy omawiać.











Mariner's Pension House to ładny hotel z basenem. Pokój jest spory, czysty, łazienka ok.













Wieczorem spotykamy się z Przemkiem, kolegą Rafała, który od dłuższego czasu mieszka na Filipinach. Idziemy razem na kolację do kultowej knajpy w Puerto Princesa, Kalui. Jest ona opisywana w wielu blogach, to takie must-go. Jest tu pięknie, piękny wystrój, chodzi się na boso, jedzenie jest smaczne i pięknie podane.
 

























To nie tylko restauracja, ale także galeria sztuki.











Wybieramy pięć różnych dań, żeby każdy wszystkiego spróbował. Rozmawiamy, jest miło i sympatycznie, Przemek podaje różne ciekawostki z życia na Filipinach. Rachunek wynosi 1750PHP czyli po 350PHP/os., nie tak źle jak na taką elegancką restaurację.

















Tu nawet łazienka jest piękna.





Idę do szefowej po paragon na pamiątkę do scrapbooka, a ona nie dośćże wystawia mi okazały rachunek, to jeszcze daje mi souvenir. Ooo, taki.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz