Wstaję na wschód słońca. Ale wschód jest z drugiej strony, haha. No nic, i tak jest ładnie. Wracam spać.

Na śniadanie jak zwykle ryba, powoli czuję się w tej podróży zarybiona, ale to dobrze, bo u nas nie ma takich dobrych i urozmaiconych.


Potem robimy sesję zdjęciową, gdyż nasze wakacje zbliżają się do końca. Odpoczywamy. I czekamy na Marka, aż rozwiąże nam problem transportu na jutro. Czekamy i czekamy, a on najpierw siedzi z żoną ponad trzy godziny w kościele, bo to niedziela, a następnie przyprowadza jakiś katabasów, by poświęcili jego biznes. A potem z nimi znika. Zaczynam się irytować, bo nie mamy już miejscowej karty telefonicznej i nie możemy dzwonić. Wreszcie przychodzi i mówi, że wszystko załatwione i jutro o 11 jedziemy do Puerto Princesa. Przejazd kosztuje 700PHP/os., to bardzo dobra cena, gdyż wyjeżdżamy z Bucana, przez El Nido do Puerto, gdzie zostaniemy zawiezieni do hotelu.










Mark przyjął naszą radę i razem z żoną zrobili tablicę informacyjną.


Kupujemy od niego piwo, niestety niezbyt zimne, po 70PBP.

I kolejna sesja, w drodze na kolację.








Wieczorem jemy tam, gdzie zawsze, chicken curry, 250PHP i sizzling pork, 250PHP, do tego piwo po 70PHP.



I prognoza pogody na najbliższe dni. Taką uwielbiam....


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz