Opuszczamy naszą rajską wyspę i płyniemy na Bohol. Przeprawa naszym Baclayon Boat Express trwa godzinę. Na brzegu czeka już na nas transport na 5-godzinną wycieczkę objazdową po wyspie, klimatyzowany, elegancki van z przewodnikiem Carlosem i kierowcą Christopherem, za 3500PHP. Kupujemy bułki i banany na lunch i ruszamy.















Najpierw Butterfly Garden, wstęp 80PHP dla seniorów, fajnie, że uznają tu nasze seniorstwo, normalny 100PHP. Oprócz motyli są tu dwa węże, dwa krokodyle, tukan, którego Sebcio na zdjęciu nazwał papugan i dwa leniwce.











Potem przejeżdżamy przez Man Made Forest, totalna ściema, gdyż wszystkie samochody parkują na poboczu, ludzie robią sobie zdjęcia na szosie i nie ma możliwości spaceru. Albo tak nam mówi nasz przewodnik.





Jedziemy teraz do Chocolate Hills. To setki, a może tysiące pagórkowatych kopców, wyrastających z ziemi zupełnie bez powodu. Nikt nie zna ich pochodzenia. Noo trochę tu komercyjnie, dużo ludzi, japońska wycieczka i schody. Od razu mamy skojarzenie z indonezyjskim Bromo. Wchodzimy po tych schodach na punkt widokowy, a widok jest naprawdę fantastyczny. Napawamy się nim całkiem długo.








Chocolate Hills to obszar o powierzchni 50 kilometrów kwadratowych, na którym znajduje się blisko 1300 pagórków o niemal idealnie stożkowym kształcie, tworzących niezwykle malowniczy krajobraz. Pagórki mają wysokość od 40 do 120 metrów i są pokryte trawą, która w porze suchej przyjmuje kolor brązowy i stąd nazwa Czekoladowe Wzgórza.


















Jedziemy dalej i to ostatni punkt dzisiejszego programu, park z tarsierami, czyli po polsku wyrakami. Dlaczego taka brzydka nazwa? To małe, sympatyczne i słodziutkie zwierzątko, ok. 8-16 centymetrów długości, które prowadzi nocny, nadrzewny tryb życia. Ma charakterystyczne, piękne, wielkie i wyłupiaste oczy, śmieszne malutkie uszy i spłaszczony, lekko zadarty nosek. Tarsier górne kończyny ma zakończone palcami, które na końcach mają charakterystyczne zgrubienia i wyglądają jak łapki zielonej rzekotki drzewnej. Dolne kończyny są nieproporcjonalnie duże i pozwalają mu wykonywać bardzo duże skoki – podobno dochodzące nawet do ok. 6 metrów, co biorąc pod uwagę wielkość tarsierów jest niesamowitym wynikiem. Ostatnia charakterystyczna część ciała tarsiera to bardzo długi ogon. Tarsier to mały ssak, przede wszystkim owadożerny – chwyta owady, skacząc na nie. Ale nie gardzi też ptakami, wężami, jaszczurkami i nietoperzami.
Są urocze. I faktycznie oczy mają ogromne i łapki jak u żaby. Siedzą sobie pod wielkim liściem na drzewach i śpią. Nie wolno ich budzić. Pracownicy parku biorą od nas telefony i robią zdjęcia. Dobrze.












Tarsier został nawet umieszczony na banknocie.

Jadąc do Tagbilaran zatrzymujemy się w sklepie z pamiątkami, gdzie kupujemy tshirty dla wnuków. I niedługo jesteśmy w hotelu Cebu Coop i nie jest to najlepszy hotel. W pokoju śmierdzi stęchlizną, a łazienka jest w złym stanie i brudna. Na fugach wykwity pleśni, wyrwany ze ściany wieszak, wyrwany kran z umywalki, kapiąca z wentylacji woda, pleśń na suficie. Internet jest kiepski. Niefajnie. A w nocy żrą mnie robale.



Idziemy do biura Oceanjet przy porcie i kupujemy bilety na jutro na Cebu, 800PHP.
Pora na kolację. Po krótkiej analizie pobliskiej oferty decydujemy się na lenchon z grilla, czyli pork belly, 220PHP plus porcja ryżu 99PHP i dwa pomarańczowe picia po 25PHP. Nie ma sztućców, jemy rękoma w plastikowych rękawiczkach. Smaczne, ale pani przesadziła mówiąc, że to porcja dla 2-3 osób, sama bym ją zżarła całą. A Filipińczycy całkiem dużo jedzą.




Wieczorem piwo w hotelu.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz