O 9 przyjeżdżają po nas Alejandro i Mercedes i jedziemy do Punte del Este.
To takie San Tropez Ameryki Łacińskiej ;)
Ale najpierw na Terminal Tres Cruces, bo musimy wykupić sobie bilety do Salto,
1044 YUY/os. Jedziemy przez centrum miasta, pokazują nam charakterystyczne budynki, później
La Rambla wzdłuż wybrzeża, przy której stoją nowoczesne apartamentowce, a dalej
od miasta ładne domy mieszkalne.
Po drodze zaglądamy do ich letniego domu i
jedziemy dalej. Nad morzem znajduje się mnóstwo posiadłości większych i
mniejszych, niektóre są wręcz wspaniałe. Nieruchomości w Urugwaju są bardzo
drogie, metr kosztuje 3000$, więc ich wartość wynosi dwa, trzy miliony dolarów!
W Punta Ballena oglądamy z zewnątrz Casapueblo, budynek zbudowany przez urugwajskiego artystę, Carlosa Paez Vilaro. Pierwotnie był to letni dom i warsztat artysty, aktualnie znajduje się tu muzeum, galeria sztuki, kawiarnia i hotel.
Punta del Este jest chic, szykowne. Przyjeżdżają tu głównie bogaci
Argentyńczycy czy Brazylijczycy i za szemrane pieniądze kupują drogie
apartamenty con el vista al oceano. Torres z tymi apartamentami są wysokie,
mają 25, a nawet 27 pięter. I jest ich bardzo dużo, taki urugwajski Manhattan.
Przez większą część roku nikt tu nie mieszka, rezydenci przyjeżdżają tu tylko
latem (grudzień-styczeń-luty). A mieszkania trzeba utrzymać przez cały rok. No
ale widocznie jest zapotrzebowanie, gdyż budują kolejne wieżowce. Są tu
także posiadłości z uroczymi domkami, większość z nich również zamknięta.
Idziemy na plażę, na której znajduje się rzeźba zwana El Mano. To
faktycznie dłoń, a raczej palce wystające z piasku, mające być
upamiętnieniem tych, co utonęli w oceanie i przestrogą dla inych. Ciekawa ta rzeźba
:)
Po 14 zatrzymujemy się w restauracji Parilla Central w Maldonaldo, gdzie
zjadamy carne de cerdo a parilla con huevos y papas fritas. Y cerveza Patricia.
Muy sabroso pero muy grande. To mnie utwierdza w postanowieniu zjadania porcji
na pół z Maciejem, gdyż są one ogromne. Znowu biorę resztę na wynos, a potem
zapominam zabrać ją z samochodu Alejandro:( Macieja kotlet też przepadł, wrrrrr. A miało
być na kolację w podróży.
Wracamy do Montevideo, po drodze widzimy krzyż papieski Jana Pawła II, pod naszym guesthousem żegnamy się z Mercedes i
Alejandro i zapraszamy ich do Polski. To naprawdę bardzo miłe z ich strony, że
nas zabrali na wycieczkę i zaprosili na obiad. W końcu to żadni nasi
przyjaciele, nawet nie znajomi, tylko przypadkowo poznani w Herkulanum ludzie.
Ale chętnie ich również ugościmy :)
Na terminal jedziemy Uberem za 115 YUY, to nasz pierwszy Uber w życiu. I czekamy do 23.59 na autobus Agencìa
Central.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz