sobota, 17 marca 2018

Punte del Este

O 9 przyjeżdżają po nas Alejandro i Mercedes i jedziemy do Punte del Este. To takie San Tropez Ameryki Łacińskiej ;)
Ale najpierw na Terminal Tres Cruces, bo musimy wykupić sobie bilety do Salto, 1044 YUY/os. Jedziemy przez centrum miasta, pokazują nam charakterystyczne budynki, później La Rambla wzdłuż wybrzeża, przy której stoją nowoczesne apartamentowce, a dalej od miasta ładne domy mieszkalne. 








































Po drodze zaglądamy do ich letniego domu i jedziemy dalej. Nad morzem znajduje się mnóstwo posiadłości większych i mniejszych, niektóre są wręcz wspaniałe. Nieruchomości w Urugwaju są bardzo drogie, metr kosztuje 3000$, więc ich wartość wynosi dwa, trzy miliony dolarów!
W Punta Ballena oglądamy z zewnątrz Casapueblo, budynek zbudowany przez urugwajskiego artystę, Carlosa Paez Vilaro. Pierwotnie był to letni dom i warsztat artysty, aktualnie znajduje się tu muzeum, galeria sztuki, kawiarnia i hotel.






























Punta del Este jest chic, szykowne. Przyjeżdżają tu głównie bogaci Argentyńczycy czy Brazylijczycy i za szemrane pieniądze kupują drogie apartamenty con el vista al oceano. Torres z tymi apartamentami są wysokie, mają 25, a nawet 27 pięter. I jest ich bardzo dużo, taki urugwajski Manhattan. Przez większą część roku nikt tu nie mieszka, rezydenci przyjeżdżają tu tylko latem (grudzień-styczeń-luty). A mieszkania trzeba utrzymać przez cały rok. No ale widocznie jest zapotrzebowanie,  gdyż budują kolejne wieżowce. Są tu także posiadłości z uroczymi domkami,  większość z nich również zamknięta.















Idziemy na plażę,  na której znajduje się rzeźba zwana El Mano. To faktycznie dłoń,  a raczej palce wystające z piasku, mające być upamiętnieniem tych, co utonęli w oceanie i przestrogą dla inych. Ciekawa ta rzeźba :)













































Po 14 zatrzymujemy się w restauracji Parilla Central w Maldonaldo, gdzie zjadamy carne de cerdo a parilla con huevos y papas fritas. Y cerveza Patricia. Muy sabroso pero muy grande. To mnie utwierdza w postanowieniu zjadania porcji na pół z Maciejem, gdyż są one ogromne. Znowu biorę resztę na wynos, a potem zapominam zabrać ją z samochodu Alejandro:( Macieja kotlet też przepadł, wrrrrr. A miało być na kolację w podróży.












































Wracamy do Montevideo, po drodze widzimy krzyż papieski Jana Pawła II, pod naszym guesthousem żegnamy się z Mercedes i Alejandro i zapraszamy ich do Polski. To naprawdę bardzo miłe z ich strony, że nas zabrali na wycieczkę i zaprosili na obiad. W końcu to żadni nasi przyjaciele, nawet nie znajomi, tylko przypadkowo poznani w Herkulanum ludzie. Ale chętnie ich również ugościmy :)






















Na terminal jedziemy Uberem za 115 YUY, to nasz pierwszy Uber w życiu. I czekamy do 23.59 na autobus Agencìa Central.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz