czwartek, 15 marca 2018

Montevideo

Po dużym śniadaniu powolutku zbieramy się i idziemy na terminal, gdzie za 375 UYU/os. kupujemy bilety na autobus do Montevideo. Ale jest czysty i wygodny. Jedziemy ok.2,5h, wysiadamy na Terminal Tres Cruces, tu sprawdzamy możliwości przejazdu w kierunku wodospadów Iguazu. Możliwości są kiepskie, prawie żadne. Mówią,  że mamy wracać do Buenos i jechać stamtąd (no jak? znowu tym speedboatem?). Albo jechać 22h do Asuncion w Paragwaju, skąd jechać do Iguazu. No nie, to aż niemożliwe,  żeby nie było opcji! W Ameryce Południowej jest przecież tyle kompanii przewozowych, że musi być jakaś prosta droga.

















Cóż,  będziemy się tym martwić później,  teraz jedziemy do hostelu. Pani w informacji mówi,  że 'esta lejos, no hay transporte publico'. I że mamy jechać taksówką, która ma kosztować jakieś 200 UYU. Ee? My nie lubimy jeździć taksówką,  jeśli nie ma takiej potrzeby :p Musi być jakiś autobus, przecież to stolica. Pytamy, pytamy, w końcu mamy autobus,  który jedzie w naszą stronę. Bilet kosztuje 36 UYU/os. Później musimy jeszcze iść kawał drogi, ciężko z tymi plecakami...
Jesteśmy w Rincon de Aguada Posada Guesthouse. To dziwne miejsce, żeby nie powiedzieć dziwaczne. Stary dom starych ludzi. Zakurzony. Pełen bibelotów i różnych dupereli. Gospodyni jest przemiła i bardzo pomocna. Aranżuje nam dalszą podróż i strasznie dużo gada, przeskakując z tematu na temat i z hiszpańskiego na angielski i na odwrót. Dostajemy kawkę i stare ciastka i wychodzimy. 
Spacerujemy po stolicy, jest tu trochę ładnych budynków,  ale jako całość miasto wcale nam się nie podoba. Mało ludzi, cicho, spokojnie, a deptak jakby wymarły, mimo iż jest to słoneczne popołudnie w powszedni dzień. Za to dużo miejskich autobusów. 





























































Idziemy nad ocean, woda w nim wzburzona i brunatna po wczorajszej burzy.








































Wszędzie widać ludzi z termosami ;) Piją yerba mate.


















 Urwałam jej rękę!! :p





















Wieczorem wybieramy się na mercado, by zjeść kolację, ale nie jest to takie typowe południowoamerykańskie mercado jak w Cuzco czy La Paz, tylko takie jakieś eleganckie i szykowne. No cóż. Zgodnie z wczorajszym postanowieniem zamawiamy jedną porcję, bistec cebollada con papas fritas za 270 UYU. Smacznie! I najadamy się oboje.




































W sklepiku za kratą za 85 UYU kupujemy piwo Nortena, które wieczorem, jak gospodyni przestanie nas zalewać hiszpańsko-angielskim potokiem, wypijamy w naszym pensjonacie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz