Wstajemy o 6.30, wychodzimy o 7, zostawiając plecaki w recepcji hotelu, idziemy na terminal, by kupić bilet na nocny autobus do Kuala Lumpur, ale kasy są zamknięte, więc od razu idziemy na jetty. Tu za 70 RM/os. kupujemy bilety na speed boat na godzinę 8 i powrotne na 18 oraz bilety do parku narodowego, które kosztują 30 RM (dla Malajów 5 RM), dla seniorów 15 RM. Rozglądam się dookoła i.... też jestem seniorem :))) hahaha po raz pierwszy w życiu! :D zniżka obowiązuje od 56 lat :p
Z portu wypływamy z prawie półgodzinnym opóźnieniem i statek przez pierwsze pół
godziny rejsu jest slow boatem, dopiero później staje się fast boatem.
Sprawdzamy bilety powrotne, jest błąd w dacie, 18.2 zamiast 17, po przybyciu do
portu musimy iść do biura, by nam to zmienili. Na Tioman przypływamy o 10.30,
biura nie ma, nikogo nie ma, pusto. Co robić? Idziemy do jakiejś
informacji i od razu niespodziewana, szokująca, fatalna informacja- dzisiaj nie
ma statku powrotnego do Mersing! :((( jak to nie ma?? Przecież taki bilet,
jednodniowy zakupiliśmy! Oczy z niedowierzania robią mi się okrągłe jak spodki.
Jesteśmy w czarnej dupie! Nie mamy jak wrócić :((
Jejkuuu!
No ale nic nie możemy z tym zrobić, jeden dzień krócej w Kuala Lumpur,
dobrze, ze mamy zapas :p
Idziemy więc szukać noclegu. Pytamy tu i tam, wszystko zajęte, bo to
holiday time, chiński Nowy Rok... No nic, jak niczego nie znajdziemy, będziemy
spać na plaży :p
Mamy jednak fuksa, jest wolny pokój z klimą, łazienką i wifi za 150 RM w Babura
Seaview Resort, trochę drogo, ale chyba nie mamy wyjścia :( Ale pojawia się
jakiś Malaj i wspólnie z nim bierzemy trójkę za 100 RM, niestety, standard
znacznie niższy, pokój i meble bardzo zużyte i smród stęchlizny i gnicia,
ale to w końcu jedna noc :p
Idziemy na ładną plażę ze złotym piaskiem, potem za 100 RM wynajmujemy sobie
łódkę (oczywiście po sprawdzeniu kilku ofert, długich targach, przekomarzaniu się i udawaniu, że za drogo i sobie idziemy) i płyniemy na snorkelling na malutką wysepkę Ringgis, gdzie podobno można
zobaczyć żółwie i rekiny. Pływamy prawie dwie godziny, rafa jest wspaniała, a
ryb i rybek miliardy. Czarne, żółte, złote, turkusowe, srebrne, w
paski, w kropki, niebieskie, fioletowe, granatowoczarne. Woda mieni się i
błyszczy, migocze złotem i srebrem rybich ławic. WOW!! ;)) I kilka rekinów,
takich około metra długości; niestety, ani jednego żółwia :( Za to mnóstwo łódek z turystami ;p
Po południu leżymy na plaży, odpoczywamy przed niedługim powrotem do domu i korzystamy z ostatnich egzotycznych dni. Jest leniwie (i troszkę nudno...), w końcu wreszcie mamy dzień wakacji, kiedy nic nie musimy robić, nigdzie chodzić, nie spieszyć się...

Czekamy na zachód słońca, jednak tuż przed samym wpadnięciem złotej kuli do morza pojawiają się chmury, więc idziemy na kolację.
Przy głównej drodze jest dużo
warungów, sprawdzamy ich ofertę i decydujemy się na Warung
Syahirah BBQ Seafood. Wybór jest spory, dużo różnych ryb, kalmary i dwie
wielkości krewetek tygrysich; wybiera się wg wielkości. Bierzemy rybę za 10 RM,
kalmara za 15 RM i 3 krewetki za 10 RM. Zamawiamy też picie- sok z ananasa i
sok z liczi po 4 RM, razem 43 RM. Czekamy dosyć długo, ale za to jedzenie
jest przepyszne! Palce lizać :)

Czekamy na zachód słońca, jednak tuż przed samym wpadnięciem złotej kuli do morza pojawiają się chmury, więc idziemy na kolację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz