Wsiadamy na prom, zajmujemy wygodne miejsca i o 9.15 wypływamy. Przesypiam
półtorej godziny z 6-godzinnej przeprawy na Sumbawę.
O 15,45 dopływamy do Sape, gdzie prosto z promu wyrywają nas do minibusa do Bima. Tu jesteśmy o 17.20 i mamy półtoragodzinną przerwę. Szukamy jedzenia, ale to nie takie proste, bo nie chcemy nasi (ryżu) w żadnej postaci :p W niewielkim, brudnym warungu Toni Solo zjadamy bakso z kulkami mięsnymi, jajem i dwoma rodzajami noodli (makaronu) po 12.000 Rp/porcję, jejku! tego już też nie mogę jeść :(
O 15,45 dopływamy do Sape, gdzie prosto z promu wyrywają nas do minibusa do Bima. Tu jesteśmy o 17.20 i mamy półtoragodzinną przerwę. Szukamy jedzenia, ale to nie takie proste, bo nie chcemy nasi (ryżu) w żadnej postaci :p W niewielkim, brudnym warungu Toni Solo zjadamy bakso z kulkami mięsnymi, jajem i dwoma rodzajami noodli (makaronu) po 12.000 Rp/porcję, jejku! tego już też nie mogę jeść :(
W warungu na dworcu wypijamy teh (herbatę) po 5.000 Rp. Stoją tu miski z pomyjami, w których przemiła właścicielka myje gary i woki :p
O 19 ruszamy w kierunku Mataram na Lomboku, prawie całą drogę przesypiam, z
przerwą na kolację o 0.45 (!) i toaletę (najbardziej śmierdzące miejsce na świecie!).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz