środa, 14 lutego 2018

Beach day w Bengkulu

Wczorajsza wycieczka nam się nie udała,  mamy więc dzień wolny. Gdybyśmy to wiedzieli wcześniej, zostalibyśmy dzień dłużej na Bali... albo pojechali wcześniej do Malezji. A tak musimy tu zostać,  bo dopiero jutro rano mamy samolot do Batam ;p
Śpimy więc bez budzika, ale o 7 ktoś puka do drzwi i przynosi nam śniadanie. Jak śniadanie o 7 to o 7, a nie później. Nie ma spania! I to jest śniadanie?! No nie, nie mogę już! Na dworze jakieś hałasy, krzyki, śmiechy, więc wychodzę na ulicę, a tu takie baśniowe dziewczynki. Mają w szkole jakąś imprezę...
















































Bez pośpiechu idziemy na plażę,  ale jest ona brzydka, nie ma cienia, nie ma gdzie siedzieć i wszędzie walają się śmieci,  fuj! Nie rozumiem, jak można doprowadzić plażę do takiego stanu?! Jak można rzucać plastikowe opakowania, kubki, worki, zdarzają się nawet pojedyncze buty, na piasek?! Obrzydlistwo! Powinni zagonić bezrobotnych, więźniów czy młodzież szkolną i raz na miesiąc posprzątać. Albo tych, co siedzą na plastikowych krzesłach przed swoimi domami. I prowadzić akcje edukacyjne.
Po piasku biegają malutkie krabiki, tworząc przepiękne, geometryczne wzory.



























Znajdujemy jakieś drzewo i siedzimy trochę w cieniu, nawet trochę się kąpiemy, ale niezbyt głęboko, bo już na plaży jest rafa i trudno wejść do wody.



Szybko nam się to plażowanie nudzi, zjadamy lunch w Marola- kalmary w pikantnym sosie, czyli cumi saos padang. Oj! bardzo pikantnym!
















Następnie wybieramy się do miasta zwiedzić fort. Wstęp kosztuje 5.000 Rp/os. Fort Marlborough został zbudowany w XVIII w. przez Kompanię Wschodnioindyjską i był jednym z najsilniejszych brytyjskich fortów w tym regionie.




























Wracamy przez Marloborough, to dzielnica rybaków, ubogie chałupki, brud, śmieci i stragany z suszonymi rybami. Ludzie patrzą na nas z zaciekawieniem, pewnie nigdy nie widzieli tu białego człowieka,  w ogóle to białych pewnie w Bengkulu jeszcze nie było, ale nie chciałabym tu spacerować po zmroku :( zwłaszcza, że w chodnikach takie dziury, że nogi sobie można połamać ;(




























Znowu siedzimy na plaży,  a pod wieczór idziemy na kolację do Marola. Zjadam yikan bakar czyli rybę i udang asam manis, czyli krewetki. Pyszne! Płacimy 150.000 Rp.


































Pakujemy plecaki i wcześnie idziemy spać, bo jutro wcześnie wstajemy, mamy samolot o 6.30!











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz