wtorek, 6 lutego 2018

Gunung Kelimutu

W nocy nie mogę spać tak jest gorąco! Nawet wstaję i biorę prysznic, o rany! w nocy??
Zjadamy śniadanie,  placko-naleśnik z bananami i czarna kawa (tęsknię już za moim expressem z cappuccino) i ruszamy. Jedziemy prawie dwie godziny,  po drodze malownicze widoki, strome góry porośnięte lasem deszczowym, malutkie wioski, pola ryżowe. Pięknie tu!
Na bramie parku narodowego Kelimutu kupujemy bilety po 150.000 Rp/os. i z parkingu schodami i betonową ścieżką idziemy na wybetonowany szczyt wulkanu, po drodze mijając wulkaniczne jeziorka o fantastycznych barwach, turkusowej, seledynowej i zielonej. Cudne!










































W dół schodzimy 9-kilometrowym szlakiem wiodącym przez prawie Jurasic Park, przechodzimy przez wioskę Pemo, gdzie kobiety tkają tradycyjny ikat, miejscowi pozdrawiają nas serdecznie. Jest gorąco, świeci słońce i chyba mnie spaliło :p

























Na wyspie Flores kilkanaście tysięcy lat temu żyły słonie niewiele większe od krów, pięciometrowe jaszczurki i szczury wielkości świń, a także mierzący niespełna metr wzrostu Homo floresiensis, człowiek z Flores. To wymarły gatunek hominida, wyróżniający się drobną budową ciała i niewielkim mózgiem, odkryty w 2003 w jaskini Liang Bua. Czy mamy szansę stanąć oko w oko z praczłowiekiem innego gatunku??
Jest! To chyba Hobbitka?? ;)



















Miejscowym chyba trudno rozstać się ze swoimi zmarłymi bliskimi... Jednak takie groby koło domu to dosyć upiorny zwyczaj ;(

















Lokalna szkoła.









































































Tak tu buduje się drogę- betoniarka, taczka, cement...
















Z palmy olejowej wytwarza się olej palmowy ;( wycina się dżunglę, niszcząc siedliska orangutanów i sadzi palmy ;(( obrzydlistwo!















Ludzie są tu serdeczni, zainteresowani pojawieniem się turystów, którzy pewnie rzadko docierają do tych odległych wiosek...
























Maciej kąpie się w wodospadzie, ja odpuszczam, bo nie chce mi się zdejmować tych buciorów :p
Przy Rainbow Cafe spotykamy naszego kierowcę i wracamy do Ende.






























Po drodze zatrzymujemy się w skansenie, gdzie podziwiamy tradycyjne drewniane chaty. Piękne są!

































I zielone pola ryżowe ;))








Zimny prysznic i maszerujemy do portu na pyszną rybkę. Po drodze miejscowi pozdrawiają nas, wołają 'Hello!' i uśmiechają :) A mnie już szczęka boli od uśmiechu :p Tu przez dwie godziny spaceru więcej ludzi powiedziało 'hello' niż w gimbazie przez dwa tygodnie :(

















Sporo tutaj przydomowych stacji benzynowych ;)















Portu nie znajdujemy, rybki tym bardziej,  za to dużo ludzi i dużo motorków, zupełnie nam się nie podoba, więc wracamy, po drodze zjadając kolację- bakso i mie ayam, za które powinniśmy zapłacić 20.000 Rp, ale pani oszukuje i nas naciąga na jeszcze 10.000, mówiąc, że musimy dopłacić za jajko!;p no trudno,  niech jej będzie,  przynajmniej było smaczne :)


















Wcześnie idziemy spać,  bo jutro pobudka o 5.15!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz