Dziś wstajemy jeszcze wcześniej, bo o 5!! Zjadamy śniadanie (2 tosty z dżemem), dopakowujemy plecaki i o 6 czeka na nas taksówka, która za 35 RM zawozi nas na Terminal Sentral, gdzie za 60 RM/os. kupujemy bilety do Pontianak w Indonezji. W autobusie nie ma tłumów, oprócz nas jest tylko jeden pasażer :p
Na granicy wysiadamy i przechodzimy ją pieszo. Po stronie malezyjskiej odciski palców wskazujących i stempelek, za to po stronie indonezyjskiej zaczyna się cyrk. Najpierw urzędnik graniczny ogląda moj paszport z uwagą, wertuje strony, sprawdza na skanerze, potem woła dyrektora tego przejścia, a ten pyta nas o bilet powrotny z Indonezji. Mówimy, że takiego biletu nie mamy, bo jeszcze nie wiemy, kiedy będziemy wyjeżdżać, za to mamy bilet z Kuala Lumpur do Europy. A on, że musimy wiedzieć, bo pobyt w Indonezji trzeba sobie zaplanować. I jak nie, to musimy kupić wizę za 35$. Oczywiście, musimy kupić, ale nie za dolary, tylko ringgity, więc oczywiście wali nas na przeliczniku. W sumie płacimy 178 RM od osoby, czyli finalnie razem 80 dolców. Oszust jeden i naciągacz! Źle się z tym czujemy, bo wiemy, że wiza do Indonezji jest darmowa... Gdybyśmy o tym wiedzieli wcześniej i mieli więcej czasu (autobus czeka!), kupilibyśmy bilet na autobus powrotny do Kuching za 60 RM/os., który po prostu by przepadł i tyle. No trudno, chociaż jestem wściekła!!
Jeszcze biorą od nas odciski wszystkich palców! Może również od nóg??! :p I zdjęcie do kamerki! Mam ochotę pokazać język :ppp I wrzeszczeć!!
Ale nie można się stawiać, bo jeszcze nas do tej Indonezji nie wpuszczą :(
Jedziemy więc dalej, a koło południa zatrzymujemy się w przydrożnej jadłodajni na lunch. My nie jemy, bo nie mamy tutejszej waluty :( za to zjadamy kolejne dwa tosty z dżemem.
Zaczyna padać deszcz. Miejscowi naprawiają przewrócony słup elekrtyczny.
Przed 15 zajeżdżamy na nowy (i pusty) terminal w Pontianak, gdzie opada nas gromada taksówkarzy. Jeden z nich, najbardziej przebojowy przyczepia się do nas, gdy idziemy do informacji, by zapytać o transport (i cenę) na lotnisko. Mam wrażenie, że podpowiada pani kwotę, na którą nas chce wykasować :p Ale chyba nie mamy wyjścia, więc pewnie znowu dajemy się naciągnąć. Kurs kosztuje 150.000 rupii, ale po drodze ma nas zawieźć do kantoru. Wymieniamy 500 $ na 6.650.000 Rp i jesteśmy milionerami!! :)))
Przed 15 zajeżdżamy na nowy (i pusty) terminal w Pontianak, gdzie opada nas gromada taksówkarzy. Jeden z nich, najbardziej przebojowy przyczepia się do nas, gdy idziemy do informacji, by zapytać o transport (i cenę) na lotnisko. Mam wrażenie, że podpowiada pani kwotę, na którą nas chce wykasować :p Ale chyba nie mamy wyjścia, więc pewnie znowu dajemy się naciągnąć. Kurs kosztuje 150.000 rupii, ale po drodze ma nas zawieźć do kantoru. Wymieniamy 500 $ na 6.650.000 Rp i jesteśmy milionerami!! :)))
Potem okaże się, że miliony te szybko się wydają :p
W biurze linii lotniczych kupujemy bilety na samolot do Jogjakarty na dziś na
18.50. Drożej niż w necie, ale nie wiadomo, czy będzie możliwość zakupu
na lotnisku. Przyjeżdżamy, taksówkarz bardzo wylewnie i serdecznie się z nami
żegna; chyba zrobił na nas interes życia :p
Okazuje się, że internet lotniskowy słabo chodzi, działa tylko whatsup, ale
strony się nie otwierają, więc biletu pewnie byśmy nie kupili :(
Okazuje się również, że samolot ma 2 godziny opóźnienia.... finalnie były
ponad dwie i pół :(
Startujemy po 21, lecimy Boeingiem 737-500, dosyć zużytym, linii Nam Air; ktoś
o nich w ogóle słyszał?? :p Lecimy na Jawę, do Yogyakarta!
Serwują jedzenie- kakaową muffinę i wodę; o matko! znowu słodkie! No ale dobre i to, bo to bądź co bądź tanie linie :) Resztę lotu przesypiam, budzę się dopiero, gdy koła dotykają ziemi.
Przy tuntutan bagasi (odbiór bagaży) zagaduję dwóch chłopaków, czy i jak
jadą do miasta i czy możemy jechać razem. Mówią, że mają umówionego ubera, ten
jednak nie przyjeżdża, więc razem bierzemy taksówkę. My płacimy
41.000 Rp, oni 30.000 Rp i najpierw jedziemy do naszego hostelu, La Javanaise Home Stay, potem oni dopłacą taksometrem. Gdy przyjeżdżamy, taksówkarz chce
50.000 Rp, więc chłopacy rezygnują. Z ulicy jakiś facet prowadzi nas przez
labirynt uliczek, zaułków i przejść do naszego hostelu. W życiu byśmy tu sami
nie trafili!
Z synem gospodarzy umawiamy jeszcze na jutro wycieczkę do Borobudur i Pranbanan
(700.000 Rp, czyli 52$, prywatny samochód, prywatny kierowca)... i padam
ze zmęczenia :(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz