Tym razem postanowiliśmy, że zamiast lecieć na koniec świata, poszwendamy się trochę po Polsce, a konkretnie po Beskidzie Niskim i Bieszczadach. Byłam tam dawno, dawno temu jako nastolatka na obozach wędrownych, przemierzając z plecakiem górskie szlaki, więc jest to w pewnym sensie podróż w czasie....
Nie udało nam się wstać o 5.30, by wyjechać o 6, zamiast tego wyruszamy przed ósmą. W 45 min. dojeżdżamy do Leszna, po 3h jesteśmy w Opolu, a po kolejnej pół godzinie w okolicach Gliwic łapie nas deszczyk; chyba doganiamy front atmosferyczny, który przesuwa się na wschód. Dziś w nocy nad Poznaniem szalała burza i to jaka! Pioruny waliły jak wściekłe, wiatr wiał jak szalony, drzewa gięły się prawie do ziemi, a z nieba lały się strumienie wody. Masakra!!
Droga jest kiepska, gdyż jest spory ruch i wleczemy się w kolumnie pojazdów, dopiero na autostradzie rozwijamy właściwą prędkość, cena za przejazd to 16,20 zł, 10 zł i 10 zł.
Po drodze zwiedzamy piękny zamek w Wiśniczu Nowym, wstęp ulgowy dla nauczycieli 8 zł, jednak wnętrze bardzo nas rozczarowuje. Komnaty albo są puste, albo są w nich zebrane przypadkowe meble, wprawdzie antyczne, ale bardzo zniszczone, z brudną lub podartą tapicerką. Panuje tu chaos spotęgowany wystawieniem nowoczesnych prac jakiegoś artysty, są to kopie pomników Papieża z całego świata oraz prace uczniów miejscowej szkoły plastycznej. W jednym z pomieszczeń na tzw. ślepą podłogę położono właściwą- są to panele! Panele podłogowe w zamku! :(
W Lipnicy Murowanej oglądamy drewniany kościółek św. Leonarda z XVw. Wokół niego ładny stary cmentarz, niestety, sam kościółek jest zamknięty.
Jedziemy dalej i w Czchowie wspinamy się na niewielkie wzgórze, na którym stoi baszta z XIIIw., będąca niegdyś częścią warownej twierdzy.
Tu uwięziona księżniczka czeka na swojego rycerza i sprzedaje bilety na wieżę, 2 zł ulgowy. Wchodzimy na górę, skąd rozpościera się wspaniały widok na okoliczne wzgórza i pola.
Niedaleko znajdują się odbudowane ruiny zamku, a raczej twierdzy Tropsztyn. Właścicielem jest jakiś przedsiębiorca z Krakowa. Obiekt jest fajnie odbudowany i zadbany, jest tam również lądowisko dla helikopterów, hehehe!
Po drugiej stronie, w miejscowości Tropie nad jeziorem Rożnowskim zwiedzamy kościółek z XIw. ze starymi freskami z XIIw. przedstawiającymi króla węgierskiego, Stefana, fenomen na skalę europejską, bardzo jednak zniszczone.
Później przez ładny Nowy Sącz jedziemy do jeszcze ładniejszego, powiedziałabym, że uroczego Starego Sącza, gdzie zwiedzamy kościół parafialny oraz kościół i klasztor Klarysek, założony przez błogosławioną Kingę w XIIIw. Oba przepiękne, z wystrojem barokowym.
Na rynku w restauracji Marysieńka (nie podobała mi się od samego wejścia, trzeba było wejść do klatki i potem schodami na pierwsze piętro, ale postanowiliśmy sprawdzić menu i zaryzykować) jemy pyszny obiad: kwaśnicę na wędzonych żeberkach 10 zł, pierogi z mięsem i zasmażaną cebulką 12 szt. za 12 zł i popijamy ciemnym piwem Książęcym 0,5l za 6 zł. Nareszcie, bo w brzuchach już burczy ;p
Jest już 20, więc pora szukać noclegu. Znajdujemy go w w drugim podejściu w gospodarstwie agroturystycznym Cecylii i Juliana Mituś, Ropa 90, tel. 018 35 34 2866, 30 zł/os. Pokoje były urządzane pewnie w latach 80', ale jest czysto i w końcu to tylko jedna noc, jutro ruszamy dalej. A swoją drogą na czym polega gospodarstwo agroturystyczne? Muszę pana jutro zapytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz