piątek, 24 lipca 2015

do źródeł Sanu

Ranek znów jest upalny i słoneczny :) Pakujemy się i opuszczamy domek drwala. Pod sklepem w towarzystwie naszych meneli zjadamy śniadanie i jedziemy przez Muczne strasznie dziurawą drogą do Bukowca, gdzie zostawiamy auto na parkingu BdPN i ruszamy na spacer. Jednak okazuje się, że to nie jest spacer, tylko mozolna wędrówka, wprawdzie prawie po płaskim, ale po szutrowej drodze w palącym słońcu. Maszerujemy wśród pachnących, kwitnących łąk, a dookoła latają wściekłe gzy i bąki i tną nas niemiłosiernie.  Szkoda, że nie mamy deeta, no ale deeta zabieramy tylko do dżungli,  a nie w bieszczadzkie lasy :p chyba będzie burza.

























Mijamy dawną, nie istniejącą już wieś, o której istnieniu przypomina wielka lipa, tilia cordata i pozostałości pocerkiewne- resztki fundamentów, kilka metalowych krzyży i kamienna chrzcielnica z wyrytym wizerunkiem ryby.





































Po drodze udaje nam się zatrzymać straż graniczną na stopa :) podwożą nas kawałek i zyskujemy jakieś 20 min. Schodzimy z drogi na szlak i po 40 min. docieramy do grobowca księżnej Stroińskiej, właścicielki okolicznych dóbr. Szkoda, że płyta nagrobna jest zaniedbana, mogliby chociażby odnowić napis. tylko kto miałby to zrobić??




















Idziemy dalej ok. 20 min.do punktu widokowego, gdzie zobaczyć można dawne tereny przedwojennego letniska, jakim była wieś. Teraz to tylko domostwa po stronie ukraińskiej.















Jeszcze 30 min. i docieramy do źródeł Sanu. Hmmmm, źródła to chyba trochę za mocno powiedziane ;p Z ziemi wybija niewielki strumień wody,  tworzący małą kałużę, która potem gdzieś tam dalej, niżej zmieni się w rzekę...
Ale jesteśmy na samym, samiutkim krańcu Polski, w tym worku bieszczadzkim! :)
















Wracamy. Gorąco jest strasznie. Gdy dochodzimy do szutrówy, chwilę odpoczywamy, w końcu ruszamy. Idziemy kawałek i nagle słyszymy samochód. To nasza straż graniczna! :D Znów zatrzymujemy ich na stopa, zawożą nas tym razem kawał drogi, aż do parkingu. Ale mamy szczęście!





















Jedziemy, po drodze dziwiąc się monumentalnej budowli centrum rozwoju leśnictwa właśnie wznoszonej w malutkiej, bieszczadzkiej wiosce.... Kto na to daje pieniądze?! Okazuje się, że Ministerstwo, a wiec my, podatnicy! Ja się nie zgadzam na takie marnotrawienie publicznych, czyli moich pieniędzy! Potem dyrektorzy parków narodowych i lasów państwowych z całej Polski będą tu przyjeżdżać wódkę pić! Skandal!

















Jedziemy w stronę Soliny, po drodze oglądając piec do wypalania węgla drzewnego (za oglądanie smolarze żądają opłaty 5 zł, hahaha!) oraz cerkiew greckokatolicką p.w. św. Archanioła Michała w Smolniku, wzniesioną w 1791, obecnie kościół rzymsko-katolicki. Należy ona do nielicznie zachowanych w południowo-wschodniej Polsce trójdzielnych cerkwi kopułowych, powszechnie występujących na Bojkowszczyźnie, zniszczonych na tym obszarze po 1947.


























Zwiedzamy też cerkiew greckokatolicką p.w. św. Mikołaja w Polanie, datowaną na 1790, jednak miejscowa tradycja głosi, że została ona zbudowana na przełomie XVI i XVIIw. jako kaplica dworska, którą pod koniec XVIIIw. przekazał unitom ówczesny właściciel wsi.
























Jedziemy w kierunku zalewu i w Zawozie, po kilku próbach znajdujemy nocleg za 30 zł/os. Na obiad zjadamy przepysznego pstrąga z frytkami na plastikowym talerzu :p za jakieś straszne pieniądze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz