środa, 6 listopada 2019

Pokhara, miasto u stóp Himalajów

Pobudka o 5.15, pakujemy nasze plecaki na dach busa, zabieramy lunchboxy i wyjeżdżamy z Katmandu. Ruch uliczny nie jest tak duży jak zwykle, natomiast całkiem spory już na szosie. Tu jedzie mnóstwo kolorowych ciężarówek, które trąbią głośno i wesoło, busików i autobusów. Droga jest strasznie nierówna i dziurawa.







Zatrzymujemy się w przydrożnym barze Himalayan Fresh Coffee, kupujemy całkiem dobre cappuccino w tekturowym kubku i zjadamy nasze śniadanie. Ruszamy w dalszą drogę, a do Pokhary zajeżdżamy ok. 13.











Nocleg mamy w Snow Hill Lodge, całkiem ładnym hotelu z całkiem ładnym ogrodem. Witają nas szklaneczką soku ze świeżego arbuza, miło. My mamy pokój na ostatnim piętrze, jest tu taras z widokiem. Nasz pokój jest całkiem spory, z podwójnym łóżkiem i jednym dodatkowym, które- jak zawsze- posłuży nam jako szafa ;p Łazienka jest duża i czysta, z ciepłą wodą. Internet jest dobry, bardzo szybki.











Krótkie odświeżenie po podróży i idziemy na lunch do am/pm organic cafe. Zamawiamy American burger dla Macieja za 500 RS, veg/hummus burger z falafelem za 350 RS dla mnie i mango lassi za 300 RS na spółę. Znów pomyłka w zamówieniu, tym razem moim i Krzysztofa ;p









Wymieniamy dolary na rupie, 111 RS za dolara. Spacerujemy po mieście, ale wszystko jest znacznie droższe niż w Katmandu.
Pokhara to drugie co do wielkości miasto w Nepalu, liczące 300 tysięcy mieszkańców. Położone nad jeziorem Phewa Tal, w pobliżu masywu Annapurny, z widokami na Dhaulagiri, Annapurnę, Machhapuchhare, Manaslu, Peak 29 i Himalchuli, jest bazą wypadową trekkingu ABC. Niestety, widoczność jest słaba z powodu lekkiej mgły i gór nie widać.




















Przechadzamy się promenadą nad jeziorem, przyjemnie tu i spokojnie.
















Wracamy do hotelu i już wszyscy razem idziemy na kolację do Tibetan Pema Restaurant. Bierzemy buff thukpa soup, rosołek z ogromną ilością makaronu za 200 RS, buff momo za 160 RS i Tibetan bread za 200 RS. A po kolacji siadamy sobie na tarasie i rozmawiamy przy niejednej flaszce (nie wolno ich brać na trek, więc je trzeba dokończyć) z Krzysztofem i Markiem aż jest już dobrze po północy.







 











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz