czwartek, 7 listopada 2019

kamienna wioska Ulleri, wspinaczka po 3200 stopniach

Wstajemy o 5.50, zbiórka o 6.15, zjadamy śniadanie (owsianka na wodzie i dwa tosty z dżemem, owsianki nie jem ;p), pakujemy się do dwóch jeepów i wyruszamy w Himalaje ;)







Jest dosyć ciepło, auto kiwa się na wybojach i to kiwanie usypia mnie; niewiele pamiętam z drogi aż do wjazdu do Parku Narodowego Obszar Chroniony Annapurny.











Najpierw do Sudame, gdzie odwiedzamy szkołę podstawową Shree Bhume Basic School. Dzieci czekają już na nasze odwiedziny, stoją w szpalerze z kwiatami aksamitek, które nam wręczają. Na szyjach zawieszają nam nepalskie szarfy i girlandy z pomarańczowych aksamitek i prowadzą na teren szkoły. Tu przygotowano dla nas występ artystyczny, ludowy taniec najpierw nastolatek, a potem młodszych dziewczynek. Były także przemowy i wspólny taniec, a później herbata i ciasteczka w biurze przemiłego dyrektora. Złożyliśmy datki, z których pomocą będą odbudowywać budynek po trzęsieniu ziemi.
































































Szkoła jest niewielka, zaledwie 70 uczniów i siedem klas. W klasach ławki, krzesła i tablica. Nauka trwa od 10 do 16. I w ciągu roku szkolnego jest dużo świąt. Chętnie mnie tu przyjmą na wolontariat :)



























Ruszamy w drogę. Idziemy kamienną ścieżką, dookoła zielone wzgórza, porośnięte bujną roślinnością. Na lunch zatrzymujemy się w Anjana Lodge w Thakali i zamawiamy tomato and noodle soup, która okazuje się być wodą z pomidora i noodlami instant. A przy płaceniu okazuje się, że to jakby dwie zupy w jednym i właścicielka każe sobie zapłacić 250 RS za wodę pomidorową i dodatkowo 50 RS za noodle ;<
































Wędrujemy przez niewielkie wioski z kolorowymi domami, lodge'ami, knajpkami serwującymi lokalne jedzenie. I ciągle schody, schody.














Dalej idziemy kamienną dróżką aż dochodzimy do metalowego wiszącego mostu przez rzekę Modi. O coś dla mnie! :( Boję się takich przejść! A jeszcze Maciej, oczywiście! włazi na mostek i zaczyna skakać! Potem drugi taki mostek, na końcu którego stoi biały koń. I to nie fatamorgana :p Na szczęście czeka aż przejdę :)









Idziemy w górę, wspinamy się po 3280 kamiennych stopniach, bo musimy dziś podejść 500 metrów deniwelacji. Jest parno i duszno, pot spływa mi po plecach. Do Ulleri przychodzimy pierwsi, nawet przed tragarzami, których mijamy po drodze. Zamiast przewidywanych 5-5,5h dzisiejszy trek zabrał nam zaledwie 3 godziny.





























Marek i Bartek próbują swoich sił z naszymi plecakami, ale chyba łatwo nie jest...







Ulleri to niewielka, kamienna wioska położona na wysokości 1960 mnpm, zamieszkana przez Magarów, ludność pochodzenia tybetańsko-birmańskiego.
Zatrzymujemy się w Nice View Lodge z przepięknym widokiem na dolinę. Bierzemy prysznic i trochę odpoczywamy, a wieczorem na kolację zjadamy garlic soup, 300 RS, veg.potato momo, 450 RS i cheese momo, 550 RS. Nie najadam się, ale przecież chcę się odchudzić :p
W lodgy jest zimno, nie ma tu żadnego ogrzewania. Jak tu żyć??


















Suboratri znaczy dobranoc...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz