środa, 13 listopada 2019

Himalaya- Machapuchare Base Camp i wspaniała, majestatyczna Machapuchare

Wyruszamy tuż po ósmej, jest chłodno. Wspinamy się po kamiennych schodach, które później przechodzą w ścieżkę. Pnie się ona stromo w górę. Początkowo sapię, ale później oddech się wyrównuje i raźnie maszeruję.




















Noo tego się nie spodziewałam! A może powinnam? Palenie śmieci?! fuj!






Widoki są przepiękne, idziemy najpierw przez las, potem doliną, w dole której płynie wartki potok. Świeci piękne słońce, robi się coraz cieplej. Nad nami błękitne niebo. I majestatyczne, budzące respekt góry.
















































Dzisiejsze przejście jest krótkie, ale wymagające. Do Shanker Guest House, gdzie dziś mamy nocleg, docieramy o 12.45, reszta pół godziny po nas.















Jestem zafascynowana Machapuchare. To przepiękny, majestatyczny szczyt, o wysokości 6993 mnpm, święta góra Nepalczyków i z tego powodu zamknięty dla wspinaczy. Znana jest również jako 'rybi ogon' ze względu na kształt i podwójny szczyt. Znajduje się na skraju grani, na południe od Annapurna Himal.





















Zjadamy garlic soup, 400 RS i Tibetan bread na lunch. Wypijamy mate de coca, przywiezioną kiedyś z Peru... W końcu jesteśmy dosyć wysoko, a koka łagodzi chorobę wysokościową ;p





Wczesnym popołudniem wychodzimy na przechadzkę aklimatyzacyjną i podziwiamy wspaniałe góry dookoła nas. Jest tu Machapuchare, Ganapurna, Annapurna, Annapurna South i Hinchuli. Przepięknie jest.






































Na kolację zamawiam typową nepalską potrawę, dal bhat, 670 RS czyli ryż z soczewicą, do tego szpinak górski i ziemniaki w żółtym sosie. Plusem tego dania jest to, że dają dokładkę, więc można się dobrze najeść :) Maciej bierze veg fried noodles, 580 RS i to jest najbezpieczniejsza potrawa.








I jeszcze ostatnie promienie słońca, muskające moją górę ;)





Zamawiamy, jak zawsze termos wrzątku, pijemy herbatę i o 20.30 idę spać :p

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz