I śpi mi się nadzwyczaj dobrze.


Po 14,5 godzinach nocnej podróży przez pustynię, na dystansie 1200 km, z godzinnym opóźnieniem, o 8.20 zajeżdżamy do Qoʻngʻirot w Uzbekistanie.
Wsiadamy do autobusu, który jest całkiem wygodny i komfortowy i ma nawet porty usb, więc mogę wreszcie naładować telefon do końca, a nawet ładuję tableta. I jedziemy przez Kyzył-kum czyli Czerwoną Pustynię o powierzchni 300.000km2, niewiele mniejszej niż powierzchnia Polski.



Około dwóch godzin jedziemy w stronę Jeziora Aralskiego, a raczej jego pozostałości, gdyż jezioro to wyschło.
To była jedna z najgorszych katastrof ekologicznych na świecie. Morze Aralskie praktycznie wyschło w latach 80. XX w. Władze Kazachstanu podały teraz, że od 2008 r. ilość wody w północnej części morza niemal się podwoiła.
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu było czwartym co do wielkości jeziorem na świecie. Tak ogromnym, że nazywano je morzem. Miało powierzchnię większą niż np. dzisiejsze terytorium Litwy. Władze ówczesnego ZSRR zaplanowały w latach 80. XX w. jego zagładę. Planową. Jak zawsze w gospodarce socjalistycznej najważniejsze było wykonanie planu. Nawet wbrew naturze.
Chodziło o uprawy bawełny i ryżu. Żeby je zwiększyć, należało zadbać o odpowiednie nawadnianie pól. A jak to zrobić najprościej? Władze wpadły na pomysł, żeby przekierować na te pola wodę z rzek Amu-daria i Syr-Daria, które zasilają jezioro.
To doprowadziło do jego niemal całkowitego wyschnięcia. Pod koniec lat 80. poziom wody w tym gigantycznym zbiorniku spadł tak bardzo, że podzielił go na dwie części. Morze Aralskie umierało, a wraz z nim życie. Wymarło wiele gatunków zwierząt, a ludzie pozbawieni dotychczasowego źródła utrzymania – chociażby z rybołówstwa – uciekali stąd. Upadały kolejne przetwórnie ryb, które produkowały rocznie po kilkadziesiąt milionów puszek z rybnymi przetworami.
Morze odsłaniało statki, niewielkie kutry, które z roku na rok coraz bardziej rdzewiały i pogrążały się w piachu. Wiatr roznosi wciąż dziesiątki milionów ton soli po całej Azji Środkowej.
W 2024 r. lokalne władze skierowały 2,6 mld m sześc. wody z Syr-darii do północnej części jeziora, co według władz Kazachstanu zmniejszyło również zasolenie wody w jeziorze, wspierając życie wodne.

Idziemy więc na spacer piaszczystym dnem jeziora, na którym rosną tamaryszki i przyglądamy się pordzewiałym wrakom łódek rybackich. O 13 ruszamy w dalszą drogę i jedziemy przez Kara-kum, czyli Czarną Pustynię o powierzchni 350.000km2. Położona jest na wschód od Morza Kaspijskiego, granicząc od północy z Jeziorem Aralskim, a od północnego wschodu z rzeką Amu-daria i pustynią Kyzył-kum.











Następnie zwiedzamy największą nekropolię muzułmańską Mizdakhan o powierzchni 200ha. Zaglądamy do Shamun Nabiy Mausoleum, wchodzimy na wzgórze, z którego rozciąga się widok na cały cmentarz. Groby tu generalnie to dziura w ziemi, na której leżą drewniane mary i otoczone są metalowym płotkiem. Ciało w pochówku muzułmańskim owija się w białe płótno i tak składa do ziemi. Wieje i jest zimno.


Dla wielu wierzących muzułmanów to miejsce jest naprawdę ważne i wyjątkowe. Jedni przychodzą, aby oczyścić duszę, inni, aby zrozumieć swoje życie, niektórzy pytają o spełnienie swoich życzeń, inni robią niezwykłe rzeczy, aby walczyć z niepłodnością. Ale wszyscy szczerze wierzą, że miejsce modlitwy Mizdakhan na pewno pomoże. I to prawda, wiara czyni cuda.
Ostatnią i być może główną częścią Mizdakhan według naukowców jest mauzoleum Shamun-nabi. Kim on był? Mówi się, że był utalentowanym magiem i uzdrowicielem, który pomagał ludziom różnymi dobrymi uczynkami. Według legend potrafił również komunikować się ze zwierzętami, rozumiał ich język, a nawet wpływał na pogodę. Prawda czy nie, siedmiokopułowe mauzoleum zostało zbudowane z wypalanej cegły dla św. Szamuna. Tak więc ta osoba naprawdę przyniosła wiele dobra i została zapamiętana jako jasny, pobożny, prawy człowiek.
Wewnątrz długiego, prostokątnego mauzoleum znajduje się sarkofag. Obecnie jego długość wynosi ponad 25 metrów i nadal rośnie. Dzięki tak niesamowitym cechom ten mazar (grobowiec) stał się bardzo popularny wśród pielgrzymów. Ludzie przychodzą do niego codziennie, czytają modlitwy o spokój duszy, rozmawiają o swoich problemach i proszą o spełnienie swoich życzeń. Uważa się, że legendarny magik nadal pomaga wierzącym.












Jedziemy dalej. Przed 18 zajeżdżamy do Caravan Restaurant na obiad. Jest elegancko, najpierw podają przystawki, potem pierożka z mięsem i zupę, a na końcu główne danie - dwa kawałki wołowiny i ziemniaki z sosem i żywą cebulą. Deseru nie ma. Kelnerzy rozmawiają po angielsku, jeden z nich na odjezdne ucina sobie ze mną pogawędkę.











I już udajemy się do hotelu Karakalpak Palace. No z tym pałacem to trochę przesadzili, ale pokój jest wielki i czysty, z wielkim łóżkiem i łazienką z wanną. Ładne, białe ręczniki i dobry internet.





Brak komentarzy:
Prześlij komentarz