środa, 20 listopada 2019

Deszcz w Dubaju!

W samolocie serwują słabe jedzenie i pół kubka wody. Żenada. Nie ma filmów, nie ma mapy, więc prawie cały lot przesypiamy. Lądujemy w nocy, przechodzimy przez imigration, gdzie dostaję kartę sim z małym internetem, Maciej i Bartek nie dostają nic, znajdujemy dobrą miejscówkę i układamy się do spania. O 5.19 budzi mnie lotniskowy muezzin swoim śpiewnym zawodzeniem. Po 6 robimy pobudkę i wychodzimy na miasto...







































Taksówkarze oczywiście chcą nas naciągnąć i proponują stawkę do Burj Kalifa w wysokości 80 UAE. Nie jesteśmy w ciemię bici, więc idziemy zasięgnąć języka. Za 20 UAE kupujemy kartę na transport publiczny; przejazd metrem, autobusem czy tramwajem kosztuje zaledwie 3 UAE! Jedziemy więc do Burj Kalifa, najpierw autobusem, potem metrem i drugim metrem.
 

















Przechodzimy tunelem od stacji do Dubai Mall, faktycznie imponujący, wszystko tu lśni i błyszczy.

I wkrótce jesteśmy przy At the Top. A tu cisza, kasy zamknięte, nikogo nie ma. Czekamy. Mamy wejście, a raczej wjazd na 8.30. Zbiera się trochę turystów, wkrótce otwierają kasy. Odbieramy nasze bilety, Bartek też bez problemów kupuje swój.





Mega szybką windą wjeżdżamy na 124 piętro. Podziwianie widoków utrudnia kiepska pogoda, niebo jest zachmurzone, mży drobny kapuśniaczek. Okrążamy platformę widokową trzykrotnie i zjeżdżamy.

































Toaleta!!!
















Fascynują mnie ci faceci w sukienkach ;) wreszcie mam z nimi zdjęcie! ;)











Idziemy obejrzeć mall, podobno największy na świecie. Faktycznie, robi wrażenie swoim przepychem i czystością.
Stoi tu nawet autentyczny dinozaur, wykopany gdzieś na pustyni.













Z mallu jedziemy na palmę, sztuczną wyspę, Palmę Jumeirah, zbudowaną na morzu, najpierw metrem i tramwajem, a później monorailem, 30 UAE/os. w dwie strony. Pogoda jest kiepska, teraz to wręcz pada deszcz, na szczęście przemieszczamy się tunelami. Deszcz w Dubaju!
 


























Na końcu wyspy znajduje się słynny Hotel Atlantis, gdzie najtańszy pokój kosztuje 1500 zł za dobę!
Turyści przyjeżdżają tu, by go obejrzeć i zrobić sobie z nim selfa. Głupie to. My robimy to samo. Hehe :)




























Wracamy.

















Robi nam się ciasno z czasem, ale chcemy jeszcze pojechać do starej dzielnicy arabskiej, Al Souq Al Kabeer, by tam coś zjeść fajnego.
Powrót z Palmy zabiera nam pół godziny. Wysiadamy z metra na stacji Al Sharaf DG linia zielona?, szybkie spojrzenie i... tam! Restauracja libańska Picnic Home. Noo, restauracja to zdecydowanie za dużo powiedziane, bo to zwykły bar, ale za to jedzenie... palce lizać :) Zamawiam chicken shoarma plate with hummus and salad, 28 UAE, Maciej mutton tikka, 30 UAE i lentil soup, 8 UAE, a do picia guava juice, 10 UAE. Przepyszności. Najadamy się po brzegi naszych brzuchów :p










Jest 15, pora najwyższa, by jechać na lotnisko, dokąd docieramy po pół godzinie.






















Tu idziemy, idziemy, idziemy do naszej gate niemal bez końca Szybkie immigration i security check i wchodzimy do samolotu, który jest prawie pusty. Maciej idzie do Bartka na whisky, którą kupili w duty free, a ja mam 3 miejsca dla siebie :p Rozkładam się więc wygodnie i idę spać...
Jedzenia nie ruszam, bo jeszcze nie strawiłam mojego libańskiego obiadu :p