piątek, 22 czerwca 2018

Wracamy do cywilizacji!

Po śniadaniu (chleb tostowy z tuńczykiem z puszki i herbata z trawy cytrynowej) płacimy dodatkowe pieniądze za jedzenie w comunidad, jest to 26$ 25c (tę końcówkę mogliby sobie podarować!) i okazuje się, że za jedzenie przewodnika też musimy zapłacić! To jakiś skandal! Nie dość,  że dniówka tyle kosztuje, to jeszcze dodatkowo jedzenie. Szkoda, że co innego mówił, gdy umawialiśmy się na trek, a co innego okazuje się w rzeczywistości :( Poza tym Pizarro jest mrukliwy i mało komunikatywny i o wszystko trzeba go wypytywać. Nie jest to najlepszy guia podczas naszych podróży.
































Ruszamy w drogę,  ma to być 10 km i jakieś 2,5h, faktycznie robimy jakieś 13 lub 14km, co zabiera nam 3 godziny. Droga wiedzie przez dżunglę z bogatym drzewostanem, gdzie obserwujemy tropikalne ptaki, dwa razy przekraczamy rzekę, Pizarro przenosi mnie na plecach, chyba chce sobie zapracować na te 100$/dzień :p Po drodze mijamy niewielkie osady, pastwiska z kłapouchymi krowami, jest i szkoła.
































Na chwilę zatrzymujemy się w domu Pizarro.


I idziemy dalej do El Real.




























Docieramy do rzeki Chucunaque i płyniemy pół godziny w górę do Yaviza, łódka kosztuje 10$/os.


























Jak się wraca z dżungli, to się ma takie pazury ;p














W Yaviza przepakowujemy plecaki, dopłacamy Pizarro resztę kwoty (i udaje nam się uzyskać rabat 20$), kupujemy krakersy, dużą wodę i 4 piwa Balboa na drogę. Mamy fuksa, za 20 minut odjeżdża duży autobus do Panama :) Podczas jazdy suszymy nasze mokre ubrania, dzięki klimie szybko schną. To nasz od dawna sprawdzony sposób na suszenie prania w podróży ;p

































Wyjeżdżamy o 13, tylko czemu na terminalu w Meteti stoimy 40 min., a gdy już jedziemy autobus co chwilę się zatrzymuje i zbiera pasażerów,, którzy podjeżdżają taksówkami pewnie z pobliskich wiosek? Dosyć to irytujące,  że zatrzymujemy się co parę metrów :(


W Ciudad de Panama jesteśmy późno, bo o 19.30, a niby mieliśmy być o 17 :p Bylibyśmy znacznie wcześniej, gdyby autobus nie zatrzymywał się ciągle na żądanie, a w Panama pojechał corridor Norte, a nie przeciskał się przez miasto w strasznych korkach (piątek! wieczór!). Postanawiamy szybko coś zjeść i jechać do hotelu. Na terminalu nie ma jedzenia, więc idziemy do galerii. Wielka jest, idziemy i idziemy, aż znajdujemy food court z fast foodem z całego świata. Pada na Mc Donalds (ale wstyd!), bierzemy 2 zestawy combo- hamburger, frytki i napój za 6,25$/zestaw.
Metrem jedziemy do stacji Loterìa, a stąd parę kroków do hotelu Discovery. Tu chcą od nas 35$ za pokój, bo zmieniły się ceny (przez 5 dni?), ale targujemy i płacimy tyle, co przedtem, czyli 32$. Pokój za to mamy mniejszy, łazienkę też i na 3 piętrze. Robimy wielkie pranie. I wreszcie mamy internet! ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz