W hostelu Mamallena na śniadanie są pankejksy (których nie lubię), ale trzeba je sobie samemu usmażyć!
Wychodzimy o 10 i o 10.10 za 2$/os. jedziemy colectivo do Parque Nacional de Volcan Barú, na początek szlaku do cascada Escondida. Zaczyna mżyć, dobrze, że mamy nasze peleryny z Machu Picchu :p Płacimy 3$/os. za wstęp do parku. Idziemy kamienistą ścieżką przez las chmurowy wzdłuż potoku, czasami go przekraczając po kładkach z bali lub skacząc po kamieniach. Na szczęście, wkrótce przestaje kropić i nawet się przejaśnia. Kaskada jest ładna i dosyć wysoka. Nie zabawiamy tu długo, gdyż jest za chłodno na kąpiel, nawet Maciejowi się nie chce ;p
W drodze powrotnej oglądamy wielkie, ponad 1000-letnie drzewo.
Wracamy znowu colectivo za 2$/os., trochę odpoczywamy w hostelu, trochę przechadzamy się po ładnym, prowincjonalnym miasteczku.
Wieczorem idziemy najeść się do comedora, dziś bierzemy jedzenie za 11,25$, wczoraj jednak było smaczniejsze i ciepłe.
W salonie Mamallena odpoczywamy przed wyjściem na wulkan Barú o 23.30! Nawet udaje mi się zdrzemnąć. Czeka nas 6- godzinna wspinaczka i 5-godzinne zejście! Nienormalni jesteśmy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz