sobota, 16 czerwca 2018

Kanał Panamski, Canal de Panama

Budzimy się długo przed budzikiem, ale nic dziwnego, bo w Polsce jest przecież plus siedem godzin, czyli wczesne popołudnie :p Śniadanie jest skromne, wprawdzie dają 4 tosty, ale do tego malutką porcję masła i dżemu. Można za to dokupić jajko za 0.50 centów i dać usmażyć jajecznicę. Maciej kupuje sobie dwa jajka ;) Kawa i sztuczny sok pomarańczowy jest do woli.















Po 9 odbiera nas kierowca i zawozi nas do Canal de Panama. Razem z nami jedzie jeszcze jeden pasażer, który- jak się później okaże- spędzi z nami cały dzień... Przejazd zabiera nam pół godziny, na kanał mamy 2 godziny, kierowca umawia się z nami na 11.30. Wstęp kosztuje 15$/os., drogo. Windą jedziemy na 4 piętro, na górny taras. Stąd oglądamy przepływające powoli i majestatycznie wielkie statki. Widzimy, jak śluzy napełniają się wodą, by wyrównać jej poziomy i przepuścić statki. Fajne to :)
Kanał Panamski, ciągnący się na długości ponad 80 km, uznawany jest za jeden z Siedmiu Cudów Świata Techniki. Bez wątpienia to jedna z najważniejszych dróg wodnych na świecie. Panama zawdzięcza mu swoją dzisiejszą pozycję w regionie- najlepiej rozwiniętego kraju Ameryki Środkowej.








































Przy okazji łapiemy się na występ zespołu ludowego, prezentującego lokalne tańce.























Budowany przez ponad 10 lat i oficjalnie otwarty w 1920 roku Kanał Panamski stał się swoistym skrótem dwóch kontynentów; dzięki niemu nie trzeba już opływać Ameryki, by przedostać się z Atlantyku na Ocean Spokojny. Kanał połączył też niejako dwa światy- cywilizację Starego Kontynentu ze stosunkowo młodą kulturą Ameryki Północnej i egzotyką południa.













































W kinie oglądamy film (oczywiście po hiszpańsku) przedstawiający historię budowy kanału. W pełną zwrotów akcji historię Kanału Panamskiego wpisują się też tragiczne dzieje robotników – podczas budowy zginęło około 25 tys. osób, a niemal 20 tys. zaraziło się malarią lub żółtą febrą. Zwiedzamy także niewielkie, za to umieszczone na 4 piętrach muzeum. Dwie godziny na kanał w zupełności wystarczą :)






Idziemy na miejsce zbiórki i czekamy. Spóźniony pojawia się nasz współpasażer i też czeka. 10 minut, 15, 20, no co jest?! Kierowcy nie ma, a my czekamy już 40 minut! W końcu pojawia się inny i słabo tłumaczy,  czemu tamten nie przyjechał. Zawozi nas Albrook Mall, skąd musimy przejść na terminal. Mówi, że może nas stąd odebrać o 18 lub 20; oszalał chyba, a cóż mielibyśmy tutaj robić cały dzień?? To centrum handlowe, podobno największe w Ameryce Centralnej :p Myślałam, że terminal jest przyczepiony do galerii, tak jak u nas mały Dworzec Główny w Poznaniu przyczepiony jest do dużej Avenidy :p Tu terminal jest wielki, ale i tak musimy przejść przez galerię,  by do niego dotrzeć :p Pytamy tu o bilety do Darien i kupujemy kartę na metrobus. Autobusem jedziemy do Panama Viejo, wstęp 15$, gdzie zwiedzamy ruiny pierwszej, starej Panamy. Umiarkowanie ciekawe.





























Z powodu swojego kształtu Zatoka Panamska ma jeden z najbardziej ekstremalnych zakres pływów na świecie. Przypływy i odpływy mogą się różnić nawet o 6 metrów! Tutaj każdego dnia występują dwa wysokie przypływy i dwa niskie odpływy. Pływy są spowodowane przyciąganiem grawitacyjnym księżyca i słońca i ich wysokość różni się bardzo w ciągu miesiąca w zależności od pozycji tych ciał niebieskich.
















Nasz współpasażer z wycieczki na kanał do Panama Viejo nie wchodzi i na nas czeka. Myślałam, że się znudzi i sobie pójdzie, ale nie. Razem jedziemy do Casco Antiguo, gdzie w knajpce Bendicion zjadamy ceviche de pescado za 1,50$ i ceviche de camarones za 2,50$, pycha :)

















Ze słynnym kanałem, który oglądaliśmy przed południem wiąże się również nazwa popularnego w Stanach Zjednoczonych kapelusza Panamy (plecionego z liści łyczkowca) noszonego przez robotników pracujących przy budowie wodnego korytarza. Kapelusze te wcale nie są produkowane w Panamie, a w Ekwadorze, w miejscowości Cuenca, którą odwiedziliśmy w 2017.
















Potem idziemy na Avenida Independencia na tanią rybkę, którą gdzieś tam wczoraj widzieliśmy. Nasz współpasażer, a teraz wiemy, że ma na imię Jose cały czas jest z nami. Pochodzi z Kuby, jego babcia była Panamką, a mieszka w Hiszpanii. Tania rybka była,  ale się zmyła, nic innego nie udaje nam się znaleźć,  więc wracamy na Mercado de Mariscos, gdzie jesteśmy namawiani przez kelnerów-naganiaczy, aby zjeść właśnie w ich knajpie. Trudno się zdecydować,  bo jedni kuszą darmowym ceviche, brakiem VATu (który wczoraj musieliśmy dopłacić do rachunku) czy darmową zupą. Wybieramy zupę rybną i negocjujemy dwie porcje do jednej ryby red snapper z frytkami za 10,70$, czyli deal jest znacznie lepszy niż wczorajsza oferta. Zupa jest smaczna i siedzi w niej duży krab, a ryba duża i też smaczna. Jose cały czas jest z nami, a ja już jestem jego towarzystwem zmęczona ;(






















Na szczęście, dzień już się kończy i wkrótce się rozstaniemy ;p Jeszcze tylko interweniujemy w sprawie transportu z kanału, po dość długiej dyskusji udaje się nam wyszarpnąć zwrot 5$.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz