niedziela, 17 czerwca 2018

Isla Taboga, zwana Isla de las Flores

Eh co za dzień! 
Znowu budzimy się przed budzikiem, zjadamy skromne śniadanie z dokupionymi dwoma jajkami sadzonymi i ruszamy na wycieczkę na Isla Taboga. Ludzie z hotelu kierują nas do wieżowca Yacht Clubu, a stamtąd wysyłają nas do przystani jachtowej. Tu okazuje się, że adres jest zły i nie ma żadnych promów pasażerskich na wyspę (tylko prywatne jachty) i musimy do portu jechać taksówką. Taaa, grunt to dobra informacja :p Tu w ogóle nikt nic nie wie, a w turystycznym Casco Antiguo nie znaleźliśmy żadnej informacji turystycznej :( Była tylko Policìa Turistica, ale mało konkretna.




















Łapiemy więc taxi, kierowca chce za przejazd 7$, targujemy na 5$. Zawozi nas w sumie kawał drogi do przystani, ale to znów złe miejsce :p Przypadkowy kierowca podwozi nas przy okazji za 2$, wreszcie we właściwe miejsce. Kupujemy bilety na katamaran Taboga Express za 20$/os. de ida y vuelta, w dwie strony. Jest 8.25, prom odpływa o 9.30. Przeprawa trwa 30 minut, po drodze widzimy ze 20 statków,  czekających na przepłynięcie przez Kanał Panamski.










































Wyspa Taboga jest śliczna, dosyć duża, o powierzchni 3,4 km2 ze wzgórzami porośniętymi drzewami, z których rozciąga się wspaniały widok na Bahia de Panama. Nad zatoką w kształcie półksiężyca przycupnęło małe miasteczko z kolorowymi domkami i drugim najstarszym kościołem chrześcijańskim w całej Ameryce Łacińskiej. Plaża o złotym piasku rozciąga się wzdłuż brzegu morza. To popularne miejsce wypoczynku mieszkańców stolicy.
Nazwa wyspy pochodzi od indiańskiego słowa aboga, czyli 'dużo ryb'. Pierwszymi osadnikami na wyspie byli indiańscy niewolnicy z Wenezueli i Nikaragui.




























W XVII w. wyspa została splądrowana przez pirata Henry'ego Morgana, a podczas II wojny światowej znajdowała się tu baza wojsk amerykańskich. W 1887 przebywał tu na leczeniu Paul Gaugin.




















Oglądamy miasteczko i kościółek de San Pedro i idziemy na Cerro de la Cruz, jeden z punktów widokowych, najpierw przez miasteczko, później ścieżką, która początkowo łagodnie idzie w górę, a następnie dosyć ostro w górę. Nie ma tu już cienia, żar leje się z nieba, a my jesteśmy kompletnie mokrzy :p Z powodu upału ciężko się podchodzi. Za to na górze jaki widok! ;)






























Schodzimy, gorąco jak w piekle i po drodze tak sobie gadamy, że fajnie by było wypić sobie teraz zimne piwko, ale nie wiadomo, ile może kosztować i czy tu w ogóle są jakieś sklepy. I jak tak sobie o tym piwku tak rozmawiamy, przechodzimy obok kilku facetów pijących piwo pod domem. Zagadują nas i częstują zimnym piwem! Pytam: 'quanto questa?', a oni, że nic, bo dziś świętują Dia del Padre ;) No super! Przysiadamy do nich i rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Potem drugie piwo i trzecie na drogę, bo w końcu musimy iść na plażę... Hah, psim swędem załapaliśmy się na 6 (małych) puszek piwa :)























Taboga połączona jest wąskim przesmykiem, będącym plażą podczas odpływu ze skalistą wysepką El Morro. Na tej plaży odpoczywamy, Maciej czyta przewodnik, ja trochę drzemię, ale kilka razy musimy się przenosić z powodu przypływu.





























Zbieramy się ok. 16.40, bo o 17 mamy powrotny katamaran do Panamy, oczywiście przypływa spóźniony, więc odpływamy 20 min. później. Potem ucieka nam autobus, na następny czekamy godzinę. Przyjeżdżają dwa naraz, wsiadamy do pierwszego, a drugi nas wyprzedza. Po drodze zatrzymuje nas policja z jakąś tajną agentką, kontroluje kierowcę i nie chce puścić. Potem tajna agentka mówi pasażerom,  że mają wysiąść z autobusu i iść pieszo do miasta! Ale że co?! Przecież my zapłaciliśmy za przejazd! Autobus zaczyna się burzyć, a głównym wichrzycielem jest Maciej, wreszcie nas puszczają. Jedziemy trochę w złą stronę, więc musimy pojechać na terminal Albrook, a stamtąd metrem Linea 1.



















W Panama City jest jedna linia metra, ale budują drugą, która połączy lotnisko Tocumen z miastem. Linii autobusowych jest dużo, są tu dwie główne arterie, drogi szybkiego ruchu- Coridor Sur i Coridor Norte. Przejazd metrem lub autobusem, niezależnie od ilości przystanków kosztuje 0,25 centów. 
Wysiadamy z metra na stacji 5 de mayo, ale okolica tu mało ciekawa, więc żwawym krokiem idziejy w kierunku Mercado de Mariscos. Po drodze w Econo Fish zjadamy po porcji ceviche de pescado po 1,50$ i idziemy na mercado El Marinero. Dziś jest godzinę później niż wczoraj i przedwczoraj,  może dlatego nie dostajemy dobrej oferty. Ale trudno, jest już 20 i jesteśmy strasznie głodni,  więc zamawiamy corvinę z frytkami. Porcja jest mniejsza niż poprzednio, a kosztuje 12$.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz