środa, 20 czerwca 2018

El Mirador y el scorpion

Tuż przed ósmą ruszamy na trek do dżungli. Naszym celem jest El Mirador, czyli punt widokowy. Jest słonecznie i ciepło, za ciepło. I wilgotność jest zbyt wysoka, wkrótce jesteśmy cali mokrzy od potu, tym bardziej,  że sendero, czyli ścieżka cały czas pnie się w górę. Dodatkowym utrudnieniem jest maziaste, gliniaste podłoże,  pokryte mnóstwem liści, mokrych od wczorajszego deszczu. Jest ślisko, musimy więc bardzo uważać.























Oglądamy wielkie drzewa, wysokie nawet na 40-60 metrów, słuchamy odgłosów ptaków i kilka udaje nam się dostrzec, widzimy motyle i inne owady. I niestety, dużo komarów! W pewnym momencie Pisarro zauważa ślad jaguara, potem kilka następnych.























Przypominamy sobie jedną z zasad bezpieczeństwa w dżungli, by zanim się coś złapie do podtrzymania równowagi, gałąź albo lianę, sprawdzić, czy nie jest ona wężem!
Idę więc sobie uważnie, aż tu nagle czuję piekący ból,  jakby jakieś szpony wbiły mi się w szyję. Krzyczę i odganiam to coś, a to jeszcze wbija mi się w dłoń. Boli strasznie. Przybiega Pisarro, ogląda mnie i stwierdza, że to musiał być skorpion! O rany! Smaruje miejsca ukąszenia jakąś tajemną maścią i idziemy dalej. Ból promieniuje na całe przedramię, więc dostaję środek przeciwbólowy. Bez niego mogłoby mnie nawet boleć do 8h, a tak ból przechodzi po godzinie. 
Po 2 godzinach docieramy do El Mirador, to niewielka przecinka w dżungli, z której jest widok na selwę, porastającą pofałdowane wzgórza. Zostajemy tu małe pół godziny i wracamy tą samą drogą.






































W campamiento jesteśmy przed 13, Pisarro gotuje almuerzo, a potem robimy sjestę. Jest strasznie gorąco. 
O 15 idziemy na krótki, dwugodzinny trek. Tym razem sendero jest łagodne,  tylko raz musimy stromo zejść z góry, ale dwa razy trzeba przejść w bród przez rzekę. Pisarro przenosi mnie na barana, Maciej musi zdjąć buty :p












































Po powrocie kąpiemy się w strumieniu, ah jakie orzeźwienie :)
Kolacji dzisiaj pilnujemy i dostajemy miskę kaszki na wodzie :p
Wieczorem selva gada tysiącem dźwięków,  bardzo lubię jej słuchać. W nocy rozpętuje się straszna ulewa, wielkie krople deszczu trzaskają o blaszany dach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz