umawiamy safari

Zaspaliśmy. Prawie. Maciej nastawił wprawdzie budzik, ale zapomniał, ze w Kenii jest godzina później :p hahaha! Lecimy na śniadanie i zjadamy tylko płatki, bo na 10 jesteśmy umówieni z Nickiem, by omówić nasze safari.

Spotykamy się z nim przed hotelem i jedziemy jego jeepem do pobliskiej wioski, by w kawiarni Havana omówić biznes. Nie może on gadać w hotelu, wiadomo. Siedzimy tam i przez 2 godziny omawiamy szczegóły. Ma to być nasze prywatne safari, tylko my w dwójkę plus Nick, jako kierowca, przewodnik i kucharz. Planujemy 6 dni w Tsavo East, Tsavo West, Amboseli i Masai Mara. Umawiamy się na 2096$ za dwie osoby. W którymś momencie Nick stwierdza, że spodziewał się młodszych klientów, skoro chcemy spać w namiotach, a nie lodgach. Hahaha!
Komfortu na safari nie potrzebujemy, wystarczy, że wykupiliśmy pobyt w 3* hotelu all inclusive :) Dzięki spaniu w namiotach zyskujemy na czasie i bliskości natury. He, mam nadzieję,  ze nas żadne lwy nie zjedzą!
Gdy już wszystko omówiliśmy wracamy do hotelu i resztę dnia spędzamy jak niemieccy rentierzy- leżak,  drinki, basen, ocean. Czytamy przewodnik z informacjami o safari. Na lunch jemy rybkę, na kolację również rybkę plus stir fried kalmary, boeuf strogonow, szabelek (to po wielkopolsku fasolka) i jalfrezi vegetables. W ogóle to nawet w tej hotelowej kuchni widać wpływy indyjskie; chapatis, lentil curry. Lubię :)

Wieczorem występy lokalnej grupy tanecznej.