Idziemy do siostrzanego hotelu, Diani Sea Resort**** Oh, piękny jest, elegancki. Dużo zieleni i kwitnącej bugenwilii. Jednak porównując oba, nasz jest fajniejszy, bardziej kameralny i wszędzie blisko- na plażę, do baru, do restauracji.
Przez hotel wychodzimy na ulicę i idziemy zrobić szmata-biznes. Po drodze przyczepia się jakiś facet, przedstawia się jako Jackson i nawija. Gada i gada i idzie cały czas z nami. Zastanawiające, że tu wszyscy Murzyni mówią po angielsku. Chciałabym, żeby w Polsce też tak było... Przychodzimy do Murzynki, z którą wczoraj gadaliśmy i po krótkim targu dobijamy interesu. Kupujemy trzy piękne tkaniny, które w domu posłużą jako serwety :)
Przez hotel wychodzimy na ulicę i idziemy zrobić szmata-biznes. Po drodze przyczepia się jakiś facet, przedstawia się jako Jackson i nawija. Gada i gada i idzie cały czas z nami. Zastanawiające, że tu wszyscy Murzyni mówią po angielsku. Chciałabym, żeby w Polsce też tak było... Przychodzimy do Murzynki, z którą wczoraj gadaliśmy i po krótkim targu dobijamy interesu. Kupujemy trzy piękne tkaniny, które w domu posłużą jako serwety :)
Tu kąpiel w oceanie i basenie, opalanko, lunch i jakieś długie pogaduchy z wieloma Niemcami. Co im się tak dziś zebrało? Jeden wręcz ujął nas swoja opowieścią- nie ma własnych dzieci, więc od kilku lat pomaga małemu chłopczykowi i jego mamie. Kupił mu łóżko i materac, wywołując w nim wielką radość, kupuje mu książki i szkolny mundurek, przywozi ubrania. Jego mamie kupił maszynę do robienia frytek, by mogła sprzedając je zarobić na życie. Przesyła pieniądze, rocznie ok. 1000 €. Jestem wzruszona...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz