niedziela, 10 lipca 2016

Nairobii- Mombasa

Jedziemy nocnym autobusem z Nairobii do Mombasy. Wyjeżdżamy o 21, na miejscu jesteśmy o 6.10, kierowca mówi 'end of bus', więc wysiadam. Ma tu na nas czekać Elijah, załatwiony przez Nicka, by zawieźć nas do hotelu. Kierowca woła 'end of bus', wiec wysiadamy. Nikogo nie ma. Podjeżdża jeden tuktuk, potem drugi, ale żaden z kierowców nie jest Elijahem.














Czekamy. I czekamy. Ale ile można? Mija pół godziny, Elijaha nie ma, więc bierzemy jednego z tuktuków (żądał 1000 KES, stargowaliśmy do 700, a potem się okazało, że i tak przepłaciliśmy; przy okazji kierowcy kłócą się ze sobą, który z nich nas zabierze hehe), jak się potem okazuje jakiegoś pirata drogowego. Chris jedzie jak szalony, pędzi tym tuktukiem, wciska się w najmniejszą dziurę, byle szybciej, byle do przodu. Kilka razy prawie dochodzi do wypadku! Jeździliśmy tuktukami mnóstwo razy, ale takiego wariata jeszcze nie spotkałam! To jego pojazd; jeśli Wam się spieszy, to tylko z nim ;)














Idziemy na prom razem z setkami Kenijczyków. Są dwa rodzaje promów: samochodowy i ludzki. Jest darmowy; nie byłoby fizycznej możliwości, aby sprzedawać na niego bilety. Tam są po prostu tłumy. Ruszamy, gdy wszystkie pokłady zapełnione są ludźmi.
W międzyczasie dzwoni Nick, ale w ogóle go nie słyszę, więc piszę sms, że wracamy do Diani Beach na własną rękę, gdyż Elijaha nie było na dworcu. Okazuje się, że czekał na nas na poprzednim przystanku, a my wysiedliśmy w Bamburi Beach. No ale jak ktoś ma kogoś odebrać z autobusu i ten ktoś nie wysiada, to chyba trzeba wejść do środka i go poszukać. Byliśmy jedynymi białymi, więc trudno nas przeoczyć ;p
Nick jest zły, ale mam to w nosie, gdyż nie potrafił załatwić prostej sprawy, a ten Elijah to chyba jakiś niekumaty!



























Na drugim brzegu idziemy z falą ludzką w stronę busików, które nazywają się tu matatu. Pytam o cenę, kierowca odpowiada, że 1000 KES za nas dwoje, targuję do 500 KES, a w środku, gdy 'konduktor' zbiera pieniądze za przejazd okazuje się, że kosztuje nas to tylko 200 KES. Ciekawe. Matatu jedziemy ok. pół godziny aż do Ukundy. Stamtąd bierzemy tuktuka do hotelu, oczywiście przy pomocy naganiacza. Heh, tu z jednego, no dwóch białych turystów musi wyżywić się wiele osób :) Przejazd to 100 KES, czyli 1$ (jeden dolar).

Zajeżdżamy do hotelu. Ogarniamy się trochę i idziemy na śniadanie. Po sześciodniowym safari należy nam się bogata uczta ;)














Reszta dnia wygląda tak. Nic dodać, nic ująć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz