środa, 18 grudnia 2024

powrót do domu, Zanzibar - Zürich - Berlin - Poznań

Idziemy na gate i siedzimy tak do północy. Samolot ma godzinę opóźnienia. Lecimy A340-300A320 neo. Serwują obiad - chicken curry, dobry i alkohol. Przezornie pytam, czy jest wliczony, okazuje się, że mamy nie economy standard, tylko light i jest alkohol. Biorę białe wino, a Maciej piwo. Fajnie, tak powinno być. Tylko ciekawe, jak to się stało? Czyżby pani na check in zrobiła nam upgrade? W międzyczasie oglądam film 'The Idea of You', fajny, ale tylko do połowy, bo zasypiam. I śpię tak aż do śniadania. Kończę oglądanie i lądujemy. O godzinę później. W związku z tym spóźniamy się na samolot do Berlina.















Na wyjściu z rękawa czeka facet z przebukowanymi biletami dla wielu osób, które są w podobnej jak my sytuacji. Będziemy lecieć Eurowings o 10.45???? Czekamy ok. godziny, dobrze, że jest internet. Normalnie działa na kod, który pobiera się z maszyny na podstawie skanu paszportu lub biletu, ale mój włącza się automatycznie. Może zapamiętał mnie z poprzedniego tu pobytu?
 






Lecimy Airbusem A320 neo, półtorej godziny. I nie serwują nic, ani wody, ani kawy, ani czekoladki. Jednak Lufthansa czy Swiss są lepsze, bo dają czekoladkę, nawet na krótkim locie.












I w końcu Berlin, jeszcze w Zurychu Maciejowi udało się zmienić rezerwację na późniejszy flixbus, bo ten nasz oczywiście odjechał. Wprawdzie na późniejszy, ale za 4 zł, bo zmiana wcześniejsza kosztowała. 286 zł. W Tak więc mamy czas, by - tradycyjnie - pójść do Kamps na Wurst mit Brötchen i cappuccino.







I potem jeszcze czekamy do przyjazdu flixbusa. Przyjeżdża z 5-minutowym opóźnieniem.



wtorek, 17 grudnia 2024

Zanzibar day 14, Stone Town

Dziś wracamy. Koniec wakacji w raju. Było bosko. Było cudnie. Po śniadaniu pakujemy bagaże i zwalniamy pokój. I idziemy na plażę, ostatni raz.















Wesołych Świąt! no prawie...





Jesteśmy umówieni na transfer na 14. Do tego czasu robimy sobie chillout na basenie. Jest bardzo przyjemnie. Przed 14 przyjeżdża po nas samochód, ale z innym kierowcą, nie z Mahmutem, który zawozi nas do Stone Town, gdzie spotykamy się z Mahmutem i przesiadamy do jego samochodu. Jedziemy na starówkę i wysiadamy przed muzeum Freddie Mercurego. Oczywiście je zwiedzamy, wstęp 8$. Jest ono niewielkie, ale bardzo fajne. Mi się podoba.

















































Dużo tu sklepów, które sprzedają wyroby jubierskie z tanzanitem. To kamień nie mniej cenny niż diament, zaś ceny tanzanitów wysokiej jakości przewyższają ceny brylantów. Wydobywa się je w jedynym miejscu na świecie, w Południowej Tanzanii, w rejonie Arusha w kopalni o powierzchni ok. 4km2. Nie ma krzty przesady w twierdzeniu, że tanzanit jest rzadszy niż diament.







Jestem już strasznie głodna, więc szukamy jakiejś przekąski. W Delfin Restaurant zamawiamy trzy samosy z wołowiną, 10.000 TZS, smaczne. Ale przygotowanie ich trwa dosyć długo, w międzyczasie korzystam z toalety w jakiś zakamarkach, a drogę przebiega mi tłusty szczur.



Potem zwiedzamy starówkę. Idziemy do Starego Fortu. Tu znajdują się sklepiki z pamiątkami, maskami, drewnianymi miskami, bryloczkami, sukienkami i t-shirtami. Kupujemy trzy niesamowite maski, są takie afrykańskie, trochę voodu, bardzo mi się podobają.























Przechodzimy się nadmorskim bulwarem. Fajnie tu, chociaż trochę dużo ludzi.





















































Obiad jemy w Delfin Restaurant - prawns malai curry, 20.000 TZS i seafood curry, 20.000 TZS, pyszne. Niestety, piwa nie mają.





O 18.30 czekamy na kierowcę, który trochę się spóźnia, a potem zawozi nas na lotnisko. Przejazd trwa 15 minut. Pytamy go, ile chce pieniędzy za dodatkową usługę, czyli niby trzy godziny oczekiwania i transport na lotnisko. Nie bardzo wie, w końcu mówi, że przejazd na lotnisko kosztuje 15$. No to dajemy mu te 15$, zanim się rozmyśli albo bardziej zastanowi, żegnamy się, zabieramy bagaże i idziemy na terminal.







Siedzimy na tym lotnisku od 19, tu już chyba trzeba bardziej się ubrać, bo lecimy przecież do zimy. Przebieram się w więc długie spodnie i niemal dostaję wysypkę od tych długich nogawek. Ok. 20 otwierają check-in, dostajemy nasze boarding passy i wyrażamy zdziwienie, że do check-in on line żądano od nas wizy do USA albo zielonej karty. Bez tego nie mogliśmy zrobić odprawy. Urzędniczka nie potrafi jednak niczego nam wyjaśnić. Moja złota walizka waży 8,7 kg, a siata 2 kg. Po drodze kontrola paszportów i biletów. Potem security, gdzie gdzie oprócz standardowej procedury musimy zdjąć sandały, ale za to przechodzi trochę wody w butelkach. I teraz to już kiblujemy w oczekiwaniu na nasz lot. Lecimy najpierw do Zurychu, 8,5 godziny, potem do Berlina, a potem flixbus do Poznania.