środa, 17 stycznia 2018

Sepilok, czyli jesteśmy w dżungli nad rzeką Kinabatangan

O 6.25 mamy samolot Air Asia do Sandakan, Borneo. Do tego czasu siedzimy w darmowym internecie na komputerach lotniskowych, tak sie zaczytaliśmy, że prawie spóźniliśmy się na samolot :p To 3+3 Airbus A300-200 lot trwa 2h 45 minut.  Przysypiam, zanim przynoszą wykupione wcześniej dania. Moje jest, niestety dosyć pikantne. Dostajemy kubeczek wody, dodatkowe napoje trzeba kupić; zapomniałam, że Air Asia to taki azjatycki Ryanair :p Po jedzeniu zasypiam, przesypiam cały lot, budzi mnie lądowanie. 
















Nasza podróż trwała najdłużej, 46h i jest chyba do tej pory najdalszą.
Jesteśmy na Borneo! Oo, zielono tu!
Z lotniska bierzemy taxi za 40 MYR i jedziemy do Sepilok Orang Utan Centre. Wysiadamy i..... parno, duszno, gorąco i wilgotno.... jesteśmy w dżungli :)) to mój świat....
Jednym z niewielu miejsc, gdzie można zobaczyć ocalałe orangutany na wolności jest sanktuarium w miejscowości Sepilok pod Sandakanem. Centrum rehabilitacyjne zostało założone w 1964 roku dla osieroconych orangutanów i było pierwszą taką placówką na świecie. Obszar chroniony obejmuje 43 km2 terenu na skraju rezerwatu leśnego Kabili Sepilok. Obecnie kilkadziesiąt dorosłych orangutanów żyje tam na wolności, a kilkanaście maluchów przebywa w rehabilitacyjnym przedszkolu i żłobku. Trafiają tu osobniki, które straciły dom i rodzinę w wyniku działalności plantatorów lub kłusowników, a także te, które trafiły na czarny rynek, ale zostały uratowane od roli domowej maskotki…





























Za 30 MYR/os. plus 10 MYR za aparat fotograficzny kupujemy bilety i wkraczamy do królestwa leśnych ludzi. Mamy szczęście,  jest tuż po 10, karmienie właśnie się zaczęło. Idziemy na platformę, na którą pracownik centrum wrzuca owoce, warzywa i liście. Czekamy w sporej grupce turystów. Nic się nie dzieje. Po chwili słychać jakieś szuranie w krzakach i makaka wyłazi na platformę i zaczyna się objadać. Wkrótce przychodzą następne, małe, średnie i duże,  całe rodziny. Biegną po linach rozciągniętych między drzewami,  wspinają się na nie, huśtają. Co jakiś czas samcowi zbiera się na igraszki i atakuje samicę.





































Ale cały czas czekamy na orangutany... Ale one nie przychodzą :( Idziemy więc do nursery i tam mamy okazję zobaczyć kilka osobników,  niestety z dość daleka.
Borneo jest jedynym, poza Sumatrą domem orangutanów, sympatycznych rudzielców i naszych bliskich krewnych. Aż serce ściska, że ludzie zgotowali im taki los - szacuje się, że orangutany wyginą w ciągu 20-30 lat. Wszystko przez wycinkę lasów deszczowych pod plantacje palmy olejowej.
















Zwiedzamy jeszcze malutką wystawę poświęconą ochronie tych zagrożonych zwierząt i jedziemy busikiem Uncle Tan Wildlife Adventure do biura. Zjadamy tu lunch, piszemy do dzieci i o 14.30 busikiem jedziemy nad rzekę Kinabatangan. Jazda trwa 1,5h, całą drogę przesypiam i całe szczęście,  bo chyba bym się zapłakała widząc całe połacie dawnej dżungli,  na których teraz uprawia się palmę kokosową. Masakra!















Zanim wsiądziemy do łódki, muszę skorzystać z toalety. Prowadzą mnie do najbliższego domu, tu przed wejściem zdejmuję buty; jesteśmy w końcu w kraju muzułmańskim. Wchodzę po schodkach, przechodzę przez wielki salon z prostymi kanapami i fotelami pod ścianami,  idę dalej, w pokoju kilkoro dzieci siedzi na podłodze i bawi się kogutem, obok trzy malutkie kotki w drucianej klatce. W toalecie mokro na podłodze, gdyż muzułmanie nie używają papieru toaletowego, tylko się od razu mają. A ja mam bose stopy, bleeee.















Wsiadamy do łodzi motorowej i przez około godzinę płyniemy do obozu. Po drodze widzimy dzikie orangutany buszujące na drzewie. Dostajemy domek bez drzwi, z materacami na podłodze i moskitierami. Ogarniamy się, odpoczywamy.


















Zjadamy kilkudaniową kolację (w tym chicken curry, a kurczak to znowu rąbanka), potem śpiewy przy dźwiękach gitary i tamburyna.


















Wieczorem mamy night river safari z Tanem, które trwa ok 1,5h. Widzimy trochę zwierząt i ptaków., m.in. wielobarwnego kingfishera i sowę. Śpimy dobrze, gdyż jesteśmy wykończeni tak długą podróżą, jednak w nocy budzi nas szuranie szczura i trzaskanie małpy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz