No to my się spieszymy :p
O 7 mamy autobus do Bako i tym razem przyjeżdża dosyć punktualnie. Jedziemy ok.
godziny, kierowca nie ma wydać reszty, więc jedziemy trochę na gapę, a jeden
bilet kupuje nam Amerykanin :p
Bilet do parku kosztuje 20 RM/os. plus bilet na łódkę 40 RM w obie strony. Najpierw płyniemy rzeką, wzdłuż której usadowiła się dosyć spora osada, później wypływamy przesmykiem na wody Morza Południowochińskiego. Tafli wody nie porusza najmniejszy nawet podmuch wiatru, wygląda jak bezkresna szyba... Otacza nas błogi spokój, zmącony jedynie warkotem silnika naszej łódki.
Płyniemy z dwiema Chinkami, które latają po łódce i ciągle robią sobie selfie. Pod koniec jazdy rzeka jest tak płytka, że przewoźnik musi wysiąść, by łódkę pchać. My również musimy część drogi do brzegu przebyć w bród ;p
Meldujemy się w parku i wybieramy dwie trasy- do małp proboscis i sea view point, całość ma nam zabrać ok 5h. Ale trzeba uważać na dzikie zwierzęta! mogą zaatakować! ;p
Po drodze widzimy jakieś pospolite małpiszony, my jednak nastawiamy się na nosacze sundajskie, czyli ssaki z rodziny koczkodanowatych, charakteryzujące się wydatnym, długaśnym nosem w kształcie ogórka ;))
.
Bilet do parku kosztuje 20 RM/os. plus bilet na łódkę 40 RM w obie strony. Najpierw płyniemy rzeką, wzdłuż której usadowiła się dosyć spora osada, później wypływamy przesmykiem na wody Morza Południowochińskiego. Tafli wody nie porusza najmniejszy nawet podmuch wiatru, wygląda jak bezkresna szyba... Otacza nas błogi spokój, zmącony jedynie warkotem silnika naszej łódki.
Płyniemy z dwiema Chinkami, które latają po łódce i ciągle robią sobie selfie. Pod koniec jazdy rzeka jest tak płytka, że przewoźnik musi wysiąść, by łódkę pchać. My również musimy część drogi do brzegu przebyć w bród ;p
Meldujemy się w parku i wybieramy dwie trasy- do małp proboscis i sea view point, całość ma nam zabrać ok 5h. Ale trzeba uważać na dzikie zwierzęta! mogą zaatakować! ;p
Po drodze widzimy jakieś pospolite małpiszony, my jednak nastawiamy się na nosacze sundajskie, czyli ssaki z rodziny koczkodanowatych, charakteryzujące się wydatnym, długaśnym nosem w kształcie ogórka ;))
.
Idziemy dosyć szybko, okazuje się, że za szybko, gdyż poślizguję się na mokrych liściach i przewracam. Skręciłam kolano. Trochę boli, ale idę dalej, by je rozchodzić. Dochodzimy do plaży, ale małp tu nie ma, więc podążamy drugim szlakiem. Jest gorąco i bardzo wilgotno, z 500%, pot leje się ze mnie jak nigdy :p Idziemy częściowo przez dżunglę, skacząc po korzeniach drzew, które wiją się jak węże, częściowo przez otwarty płaskowyż, gdzie słońce pali jak na patelni. Niestety, okazuje się, że nie mamy wody :( mieliśmy jej za mało i nie sprawdziliśmy, czy nie trzeba kupić. Błąd.
A miało być tak fajnie :p
Ruszamy na drugą trasę. Po drodze nasz Amerykanin z autobusu pokazuje nam proboscis. Siedzi niedaleko, w odległości może 5 metrów, na drzewie i objada się liśćmi. Ten nos jest naprawdę długaśny! Stoimy i gapimy się na niego jakieś 10 minut :p Jest uroczo brzydaśny ;))
Nosacze sundajskie prowadzą dzienny, głównie nadrzewny tryb życia. Największą aktywność wykazują od późnego popołudnia do zmroku, pewnie dlatego udaje nam się zobaczyć tylko jednego. Żywią się liśćmi, owocami i nasionami, zjadają także drobne bezkręgowce. Żyją w małych, trwałych grupach, złożonych z samca i kilku samic. Takie grupy tworzą luźne stado, liczące do 32 osobników. nie wykazują cech terytorialnych. Dobrze pływają i nurkują. Po 160-dniowej ciąży samica rodzi jedno małpię, którym opiekuje się około roku. Nosacze występują tylko na Borneo i są gatunkiem zagrożonym wyginięciem ;(
Idziemy dalej na punkt widokowy, częściowo wąską kładką wśród krzaczastej roślinności, częściowo przez las, potykając się o korzenie, poskręcane jak kłębowisko węży.
A widok na Morze Południowochińskie jest cudowny... Stoimy na czarnej skale, w dole piękna plaża o złotym piasku, z obu stron skały, porośnięte bujną roślinnością i zielonkawo-żółte morze.
Upojeni widokiem wracamy do biura parku. I kupujemy zimną wodę ;) Po drodze atakuje mnie makak, chcąc wyrwać mi z ręki plastikową siatkę, krzyczę z zaskoczenia i trochę ze strachu, a ta małpa krzyczy na mnie. Tupię na nią i ona ucieka, a Maciej stoi i się śmieje :D Ale nie powiem, makaki są bardzo fotogeniczne ;)
W wodach Morza Południowochińskiego mogą być krokodyle, więc nie należy do nich wchodzić bez wyraźnej potrzeby ;)
A to przenośna stacja benzynowa ;p w takich kanistrach przewozi się tu paliwo do łódek ;p
Ostatnia łódka powrotna ma być o 15, chwilę przed jesteśmy na przystani, ale panuje tu wielki bajzel, pełno krzyczących Chińczyków, którzy pchają się do kolejnych łódek. W rezultacie, wypływamy o 15.10 i mimo dużej i szybkiej łódki nie zdążamy na autobus. Jedziemy do Kuching minibusem za 10 RM/os., ale za to podwozi nas pod hostel.
Wieczorem chcemy zjeść kolację u Chinki, ale jej garkuchnia zamknięta jest na głucho, więc znowu idziemy do Borneo Delight, gdzie zamawiamy yellow noodles curry i anchois fried rice, a do picia sok z ananasa i calamansi, za wszystko płacimy 17,50 RM.
I jeszcze przechadzka nocnymi ulicami Kuching... jutro stąd wyjeżdżamy.