Meksyk jest łatwy do podróżowania, oswojony, znany, a jednak czasem trzeba być elastycznym i szybko reagować na zmieniające się sytuacje. Budzimy się wcześnie, jeszcze przed budzikiem i o 7 idziemy szukać śniadania. Jemy je w loncheria La Poblanita, dos tortas con jamon, po 45 mxn y dos cafes, po 20 mxn (rozpuszczalna nesca). Na terminalu potwierdzamy, że autobus Caribe odjeżdża o 10, ale musimy być tu 40 minut wcześniej. Uh, to robi nam się jeszcze mniej czasu na zwiedzanie.




Wracamy do hotelu, gdyż jesteśmy umówieni z Hugo, naszym wczorajszym kierowcą na 8, by pojechać do pobliskiego sitio arqueológico Becan. Trochę jest niezadowolony, bo myślał, że zawiezie nas jeszcze do Hormiguero, citio oddalonego od Xpujil o 30 km i zarobi po 300 mxn/os., a tak dostaje tylko po 100 mxn/os. Sitio jest bardzo ładne, z kilkoma piramidami i budowlami, jak tylko się da, to wchodzimy po stromych stopniach na górę. Widoki są piękne, ale musimy się spieszyć, bo mamy mało czasu. Becán to ruiny ważnego ośrodka cywilizacji Majów, odznaczające się na tle okolicy monumentalną zabudową, w tym sporych rozmiarów piramidami. To świadek sześćsetletniej gry o tron w państwie Majów.









Już biegiem wracamy do auta, a pot leje nam się po plecach i jedziemy do Xpujil, Maciej idzie po plecaki, a ja biegnę na terminal, by kupić boletos, a koleś mi mówi, że autobus zaraz odjeżdża. Jak to zaraz? Przecież jest 9.25! Na szczęście, Maciej zaraz przychodzi, no cóż, nie weźmiemy prysznica po tym zwiedzaniu (a przydałby się, oj przydał), pakujemy plecaki, kupujemy bilety, 170 mxn/os., wsiadamy i zaraz ruszamy. Jest 9.30! Nie rozumiem, jak można odjeżdżać pół godziny wcześniej niż jest w rozkładzie? No ale jedziemy, a połączenie do Palenque jest trudne, jeśli nie chce się jechać nocnym autobusem. A my nie chcemy. W naszym wieku już nie. Dwa razy przyjeżdżaliśmy tam nocnym, ale to było dawniej.



Po dwóch godzinach 15 minutach zajeżdżamy do Escarcega i tu musimy zmienić terminal, to znaczy przejść 10 przecznic do terminala ADO. Kupujemy bilety do Palenque, 376 mxn/os. i idziemy. Na terminalu czekamy godzinę na nasz autobus. Podczas drogi, która trwa 4 godziny obserwuję krajobraz przesuwający się za oknem i trochę śpię.















W Palenque jesteśmy przed 18, bez trudu znajdujemy hotel Kashlan, który na zdjęciach na bookingu wyglądał lepiej. Pokój jest trochę jak nora, z oknem-nieoknem, na szczęście jest czysto, łóżko jest szerokie, wygodne, ręczniki białe i łazienka ok.
Wychodzimy szukać kolacji, na pewno nie będę jeść nic meksykańskiego, żadnych tacos ani empanadas, chcę rybę. Spacerujemy wokół głównego placu, niestety na Zocalo nie ma tej naszej knajpy z 2013, nie było jej już w 2015. Gdy się tak rozglądamy, podchodzi do nas kelner z knajpy na piętrze, El Fogon Norteño i zachęca, by obejrzeć menu. Tak, tu idziemy. Zamawiamy duże lane piwo litr za 60 mxn, przynoszą nam dwa, no trudno oraz ośmiornicę, 160 mxn i rybę, 138 mxn, pyszności. Rachunek wynosi 478 mxn, dajemy 500.





Potem idziemy do agencia de viajes Tulum, z którą pojechaliśmy na wycieczki już w 2013. Teraz okazało się, że agencję prowadzi syn poprzedniego właściciela, zresztą bardzo do niego podobny. Kupujemy 3-dniową wycieczkę do Bonampak, Yaxchilan, La Cancha Hansajab, czyli wioski Lacandonów, gdzie będziemy spać dwie noce i potem przejazd do Gwatemali, do Flores. Płacimy 2900 mxn/os.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz