Wstajemy powoli i idziemy szukać śniadania. Kierujemy się w stronę głównego placu z pięknym parkiem. Po drodze zachwycam się pięknymi, kolorowymi muralami. Miasteczko jest nieduże, senne i mimo sporej ilości turystów, wciąż prowincjonalne.




Tu znajduje się bar Mr Taco z prawdziwie meksykańskim jedzeniem. Zamawiamy huevos revueltos czyli jajecznicę plus dodatki- ryż i fajitas, dla mnie bez fasoli. I półlitrowe zimne picia- limon i marakuja. Płacimy 230 mxn, napoje są po 25 mxn.







Bacalar to jedno ze 111 meksykańskich Pueblos Magicos na liście stworzonej przez Sekretariat Turystyki Meksyku. Tytuł ten nadawany jest miejscowościom, które oferują odwiedzającym 'wyjątkowe przeżycia ze względu na ich naturalne piękno, bogactwo kulturowe, tradycje, folklor, znaczenie historyczne, kuchnię, rzemiosło artystyczne i wspaniałą gościnność'.

Wolnym krokiem, bo mamy dużo czasu i jest już gorąco, ruszamy oglądać miasto. Zwiedzamy twierdzę, wstęp 110 mxn/os.



Historia Fortu San Feliepe sięga XVI wieku. Powstał on z polecenia króla Hiszpanii – Filipa II, a jego wybudowaniu przyświecał cel ochrony miasta przed atakami piratów i korsarzy z Anglii, Francji i Holandii, którzy żeglowali po wodach Morza Karaibskiego, polując na złoto i srebro regionu Bacalar. W swojej historii służył przez pewien czas także jako więzienie.













Potem idziemy na plażę, a raczej na publiczny pomost, bo plaż tu nie ma. Wieje dziś silny wiatr, są fale, więc tylko Maciej się kąpie, mnie jakoś do wody nie ciągnie. Siedzimy, pijemy piwko, podziwiamy. Faktycznie jest to Laguna de los Siete Colores, z odcieniami turkusu, błękitu i lazuru. A z powodu wiatru doszedł jeszcze kolor bury, gdyż woda wymieszana jest przy brzegu z piaskiem. I rzeczywiście chyba oczyszczają dziś lagunę, gdyż na wodzie nie ma żadnych łódek, katamaranów czy żaglówek. I to nie z powodu wiatru. I taka sytuacja, kolesiowi wiatr wywiał z ręki peta, który wpadł do wody, koleś wskoczył w ciuchach do jeziora, by tego peta wyłowić. Tak dbają o lagunę. Szacun.














Wczesnym popołudniem idziemy na carretera federal bo tam znajduje się bankomat, musimy przejść w tym upale diez quadras. Wypłacamy 5000 mxn z prowizją wartości dużej butelki piwa, no trudno; przy wypłacie 9000 mxn też było tyle. Usiłujemy dowiedzieć się czegoś o transporcie do stanowiska archeologicznego Kohunlich, ale informacje są na tyle niepewne, że odpuszczamy.




I wracamy do hotelu, by odsapnąć od upału. Dziwimy się, bo pokój jest posprzątany i ręczniki wymienione, o!



O 18 wychodzimy na jedzenie, kolację jemy w Mr Taco. Zamawiamy refrescos jamaica i tamarindo, a do jedzenia cuesadilę i burrito, bardzo smaczne, mimo że z mąki kukurydzianej. Płacimy 180 mxn, tanioszka. Ta knajpa jest bardzo popularna, zarówno wśród miejscowych, jak i gringos, a na stolik trzeba trochę poczekać w kolejce.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz