wtorek, 28 stycznia 2020

Trip into interior i tłumy wielbłądów

Po słabym śniadaniu ruszamy w interior. Na wschód. Mamy ambitny plan odwiedzenia 10 ciekawych miejsc.
Pierwsze to Wadi Darbat. W porze deszczowej, podczas khareef jest tu zielono, szumią wodospady, z gór płynie woda, przyjeżdża dużo ludzi. Teraz jednak jest tu cicho i spokojnie, idziemy więc w stronę wodospadu, jednak trudno do niego dotrzeć, gdyż trzeba skakać po śliskich głazach. A my mamy na nogach sandały, więc zawracamy.
Koło parkingu znajduje się Travestine Curtain, skała trawertynowa. Trawertyn to porowata skała osadowa, która powstaje w wyniku rozpuszczania wapienia przez podziemną wodę. Gdy woda wypływa na powierzchnię na skale wytrąca się wapień, tworząc przedziwne kształty.




























Po drodze mijamy setki wielbłądów, wiele z nich wchodzi na drogę zupełnie nie przejmując się samochodami. Majestatycznie i powoli kroczą przed siebie. Stadami stoją przy autostradzie, skubiąc skąpą trawę. To kierowcy muszą na nie uważać, bo nic nie robią sobie z przejeżdżających samochodów.













Aaaaaa, idą tu! prawie włażą na samochód i zaglądają do środka. Chyba chcą z nami jechać ;)












Uciekamy!





Jedziemy do Tawi Attair sinkhole. Po arabsku nazwa oznacza studnię ptaków i faktycznie, w ścianach i dziurach studni, na okolicznych drzewach mieszka wiele gatunków ptaków. Lej kresowy Tawi Attair to jeden z większych w Omanie, ma 211 metrów głębokości, a jego średnica wynosi 150 metrów. Zagłębienie powstało prawdopodobnie przez zapadnięcie się jaskini pod wpływem procesów krasowych. Początkowo schodzimy kamiennym chodnikiem, który kończy się widokowym tarasem. Dalej nie należy schodzić, my jednak przechodzimy przez murek i idziemy dawną ścieżką. Widocznie kiedyś można było zejść na sam dół. My tam jednak nie docieramy, bo w pewnym momencie robi się stromo i niebezpiecznie, wracamy więc na górę.









I kozy, mnóstwo kóz. Skaczą po skałach i skubią porosty.







I znowu wielbłądy, chodzące po szosie. I krowy. Bardzo to zabawne ;)







Następny punkt programu to jeszcze większy lej, Tayq sinkhole, o objętości 90 mln m3. W najszerszym miejscu ma kilometr, a jego głębokość wynosi 250 metrów. Stoimy na skraju leja i podziwiamy jego wielkość, ale niezbyt długo, gdyż wieje zimny i porywisty wiatr.
W najgłębszej części zapadliska znikają dwa strumienie Wadi Tayq. Nie decydujemy się na zejście na dno leja. Wprawdzie prowadzi tam ścieżka, ale zabrałoby to nam zbyt wiele czasu, ok. 2 godzin, a przecież kolejne atrakcje czekają.















Dojeżdżamy do punktu widokowego Jabal Samhan View Point, z którego roztacza się wspaniały widok na wybrzeże, dolinę pociętą licznymi wadi i Mirbat w oddali. Niestety, powietrze jest trochę zamglone, więc widoczność nie jest najlepsza. W 1997 w górach Sahman utworzono Jabal Samhan Nature Reserve, by chronić lamparta arabskiego, koziorożca nubijskiego, hienę pręgowaną, wilka arabskiego, gazelę arabską i zająca płowego. Żadnego z tych zwierząt jednak nie spotkaliśmy.





















Jejku, znowu wielbłądy! Noo te znaki są jak najbardziej uzasadnione ;)








Jedziemy do lasu baobabów w Zufarze, są wysokie na 15 metrów, a ich średnica wynosi co najmniej 2 metry. Uwielbiam baobaby! Są piękne, majestatyczne, solidne.





















Po drodze mijamy antygravity point, czyli punkt antygrawitacyjny. Można się tu przekonać, że samochód pozostawiony na luzie będzie się toczył pod górkę. To zjawisko to jednak złudzenie optyczne, które sprawia, że zbocze, które faktycznie nachylone jest w dół, wydaję się piąć w górę. Czyli fajna ściema.



Dalej droga prowadzi nas do Mirbat, gdzie najpierw odwiedzamy mauzoleum Bin Alego, islamskiego uczonego, potomka Alego, czwartego kalifa, który zmarł w 1161. Obok mauzoleum znajduje się rozległy cmentarz. Miejsce to ma duże znaczenie religijne dla Omańczyków. Meczet jest niewielki i raczej zaniedbany. Grób przykryty jest zielonym suknem, wokół niego gromadzą się i modlą muzułmanie. Hiob, po arabsku Ayoub jest przez wiernych czczony jako prorok, a jego postać przypomina tę biblijną. Uważany za potomka Noego, cechował się silna wiarą w Boga i każdego dnia dziękował mu za dostatnie życie. Szatan nie wierzył jednak w szczerość modlitw Hioba. Bóg zezwolił mu wystawić bogobojność Hioba na próbę i zesłać na niego nieszczęścia. Choć Koran nie opisuje dokładnie, cóż takiego dotknęło proroka, wiadomo, że zmagał się z chorobami, uratą całego bogactwa i rodziny. Hiob jawi się w księdze jako wzór cierpliwości i skruchy, prawdziwy sługa boży.















Tankujemy auto. Nalewamy 35 litrów paliwa i płacimy 7200 Bz! 2 złote za litr! Niebywałe!



W pobliżu oglądamy zamek, którego mury są dobrze zachowane (odrestaurowane?), ale w środku jest straszny bałagan.



Mirbat to nadmorskie miasteczko, składające się z dwóch części starej i nowej. Wjeżdżamy do nowej w poszukiwaniu jedzenia, ale są tu tylko wielkie domy, wybudowane na pustyni. Jedzenia brak. W starej części zachowały się ruiny domów kupieckich w stylu jemeńskim z ręcznie rzeźbionymi drzwiami i oknami. Są tu jakieś knajpy, ale zamknięte, krążymy po zaułkach i znajdujemy jedną otwartą. Oczywiście nie mówią tu po angielsku, ale pokazują gary z jedzeniem. Zamawiamy więc jakieś mięso, chyba jest to wołowina i ryż, do tego sałatka. Jedzenie jest dobre, ale kosztuje aż 3000 BZ i jest to cena zawyżona. Chłopaki nas naciągnęły i jeszcze nie mieli wydać reszty. No ale byliśmy głodni.















Nad brzegiem morza oglądamy fort, tylko z zewnątrz bo jest zamknięty. Idziemy na pobliską plażę i kąpiemy się w morzu. A na plaży slady po wyścigach 4x4.

























I ostatni punkt dzisiejszego programu, Samharam, stanowisko archeologiczne, wstęp 2 OMR za samochód. Podoba nam się zwiedzanie takich stanowisk autem. Zaczynamy od malutkiej Museum Gallery, a potem zwiedzamy osadę. No nie, teraz trzeba wysiąść z auta.
Początki Chaur Rori datowane są na II w pne. Pięknie położona na wybrzeżu, w które szerokim jęzorem wcina się Wadi Darbat, robi wrażenie nie tylko swoją historią, ale i przyrodą. Chaur to typ laguny, która powstaje u ujścia wadi do morza. Mieszają się w niej wody słone i słodkie, tworząc wyjątkowe warunki do życia wielu gatunków ptaków i innych zwierząt.


Starożytne miasto Samharam (III w. BC- V w. AD), zbudowane w obszarze Khor Rori jest najważniejszym pre-islamskim osadnictwem w regionie Dhofar i centrum produkcji kadzidła. Południowoarabskie inskrypcje zostały wykute w monumentalnej bramie, wiodącej do miasta. Poza murami miasta odkryto małą świątynię i struktury z pierwszej fazy istnienia miasta (III w. BC- I w. AD)
Samharam, otoczona murem z wapiennych bloków, była miejscem, z którego portu wyruszały transporty kadzidła i mirry aż do Mezopotamii, Egiptu czy Grecji. Była to bogata i ważna osada, dobrze ufortyfikowana, której mieszkańcy żyli w kilkukondygnacyjnych domach. Pracowali w warsztatach, zajmowali się rybołówstwem, modlili w świątyni boga-księżyca. Podczas wykopalisk odnaleziono tu monety, metalowe narzędzia oraz gliniane naczynia.
Ogromna ilość przedmiotów z żelaza i brązu, a także obecność warsztatów metalurgicznych świadczy o tym, że miasto było ważnym centrum wewnętrznego handlu południowo-wschodniej Arabii, a także północnego wybrzeża Omanu, który był bogaty w miedź.
Proces upadku miasta rozpoczął się w V wieku, gdy piaszczysta łacha zaczęła zamulać port i stała się barierą nie do pokonania przez ówczesne statki. Co więcej, rzymski cesarz Teodozjusz Wielki wprowadził zakaz używania przez chrześcijan kadzidła podczas obrządków religijnych, co niewątpliwie przyczyniło się do spadku popytu na olibanum.
























Wracamy do Salalah. W Omanie autostrady są oświetlone, jak w Belgii. W hotelu nadal nie ma internetu.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz