Śpimy 10 godzin! Ale się wyspałam!
W tym hotelu jesteśmy kompletnie sami. Zjadamy śniadanie i jedziemy do pobliskiego stanowiska archeologicznego Salut. Strażnik sprzedaje nam tylko bilet na auto za 2 OMR, otwiera bramę i wjeżdżamy. Muzeum dopiero jest w budowie, więc jedziemy do ruin zamku z epoki brązu i żelaza.
Salut Archeological Park to stanowisko archeologiczne w pobliżu Bisyah i Jabreen w prowincji Al Dakhiliyah. Znajdują się tu starożytne ruiny i fortyfikacje, z których niektóre datują się na ponad 3000 lat. Są one dowodem na rozwój cywilizacji na Półwyspie Arabskim w epoce brązu i żelaza.
Salut jest uznawany jako bardzo ważne miejsce, nie tylko dla zrozumienia historii Omanu, ale również historii całego Półwyspu Arabskiego i migracji arabskich plemion do tego regionu. Wykopaliska prowadzone w Salut datują odnalezione budynki na okres 1300-600 BC z różnorodnymi kawałkami wyrobów garncarskich i narzędzi, a także szczątki ludzkie w grobowcach, które łączą Salut z pozostałymi osadami w Omanie i innych krajach.
Zamek Salut reprezentuje dwie różne architektoniczne fazy podczas wczesnego okresu żelaza: konstrukcje olbrzymich, kamiennych tarasów i budynków wykonanych z cegły z błota, występujących w całym zamku. Wykopaliska odkryły dwa grobowce w wieży na górze zamku, pochodzące z epoki brązu. Znaleziska archeologiczne wskazują, że funkcja zamku powiązana jest z religijnymi, ochronnymi i oficjalnymi aspektami.
Na jednym ze wzgórz znajdują się pozostałości częściowo zrekonstruowanego zamku Salut. Dalsze prace rekonstrukcyjne trwają, jak również prowadzone na szeroką skalę wykopaliska. Stąd rozciąga się widok na okolicę i pozostałości grobów oraz wieży. Dookoła widać pewną wegetację, co wskazuje na obfitość wód gruntowych. W starożytności musiała tu być oaza nad wadi. Widać konstrukcje, które prawdopodobnie były starożytnym systemem nawadniania.
Wykopaliska w zachodnim Salut odkryły prostokątny budynek, który pokazuje długoterminową fazę osiedlenia. W dolnej części tego budynku, zostały znalezione budynki podstacji, takie jak krawężniki, zbiorniki na wodę i zbiór słoików ceramicznych, pochodzących z epoki żelaza.
Wchodzimy na pagórek, na którym oglądamy grobowce wojowników w kształcie uli i to koniec zwiedzania. Miło i bezboleśnie.
Jedziemy do Fortu Jabreen, który jest najwspanialszym fortem w Omanie. Wstęp kosztuje 500 Bz, a z audioguide 1 OMR, pan oczywiście sprzedaje tę droższą wersję, ale warto, bo zawiera ciekawe informacje.
Fort jest bardzo duży, pełno tu zakamarków, pomieszczeń, schodów, tarasów. Jest tu dużo eksponatów, zdobione sufity, ażurowe kratki w oknach i ładnie urządzone pokoje. Można tu zwiedzać bibliotekę, magazyn daktyli (ze specjalnymi rowkami do odprowadzania soku), kuchnię, salę reprezentacyjną, prochownię oraz grobowiec imama. Podoba mi się, jest to jeden z fajniejszych zamków, jakie w życiu oglądałam.
Zamek Jabreen został zbudowany pod koniec XVII w. za panowania dynastii Jariba w Bahla, w prowincji Al Dakhiliyah. Budowla początkowo nie miała charakteru obronnego; dwie okrągłe wieże strzelnicze zostały dobudowane w późniejszym okresie. W pałacu mieszkał imam Bil'arab, który przejął władzę po swoim ojcu, Sultanie. Był on intelektualistą, gromadził wokół siebie astrologów, fizyków, prawników i poetów, finansując na terenie Jabreen uniwersytet i utrzymując studentów. Zginął z rąk własnego brata, Saifa, który pragnął przejąć władzę w państwie.
W Bahla jest targ, ciekawe, zakupy robią faceci....
Jedziemy teraz do Fortu Bahla, wstęp 500 Bz, który jest jeszcze większy i składa się z zamku górnego i dolnego. Jest tu jeszcze więcej pomieszczeń niż w Jabreen, ale są one zupełnie puste. Zaglądamy w każdy kąt i zakamarek, wchodzimy i schodzimy po schodach i schodkach, z tarasów podziwiamy panoramę miasta i położone dookoła zielone ogrody palmowe.
Za panowania dynastii Nabhan, która rządziła Omanem w latach 1154-1624, Bahla była stolicą kraju. Wtedy też, prawdopodobnie na ruinach perskiego zamku z czasów przedislamskich, powstał fort, będący wielkim kompleksem budynków, w którym znajduje się m.in. studnia oraz meczet z pięknie rzeźbionym mihrabem.
Budowla, otoczona wysokim murem w 1987 została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
I drzwi z przepięknymi ornamentami, typowe dla Omanu.
Po drodze zaglądamy jeszcze do Bahla na suk, ale tam pustki. Nieczynne?
I jedziemy w dalszą drogę.
Wracamy do Nizwa, w naszym hotelu zostawiamy bagaże i jedziemy oddać auto. Właściciel na szczęście nie zwraca uwagi, że samochód pokryty jest kurzem i piaskiem, a przecież jeździliśmy trochę po bezdrożach i nie każe nam płacić 5 OMR za mycie, zgodnie z umową, którą dopiero teraz dokładnie czytamy.
Idziemy na suk, może uda nam się zrobić jakieś zakupy.
Suk podzielony jest na kilka części. Znajdziemy tu sklepiki z rękodziełem, tkaninami, wyrobami skórzanymi, tradycyjnymi wyrobami ze srebra – m.in. z handżarami (tradycyjny sztylet) i biżuterią. W najbardziej klimatycznej części bazaru, pod rozpadającymi się łukami przykrytymi blachą falistą, w maleńkich sklepikach możemy kupić kadzidło, przyprawy i pamiątki. Jest tu kolorowo i pachnąco. Tuż obok na niewielkim placu ulokowały się sklepiki z ceramiką, magnesami, kartkami pocztowymi i tysiącami innych towarów.
Pora na kolację, którą jemy w Al Zuhly Restaurant. Zamawiamy mutton kadai, 1200 Bz, beef masala, 900 Bz, parotta, roti i dwa soki pomarańczowe, płacimy 3500 Bz. Jedzenie jest pyszne, umiarkowanie pikantne, tak że nie zabija smaku potrawy, najlepsze do tej pory.
Z hotelu zabieramy plecaki i bierzemy taksówkę na dworzec autobusowy, 2 OMR. Ciekawe, że w tamtą stronę płaciliśmy 3 OMR; czyżby droga była dłuższa?
Ale mamy fuksa, autobus do Salalah zaraz odjeżdża. Planowaliśmy jechać późniejszym, żeby nie przyjeżdżać na miejsce za wcześnie, no ale skoro autobus jest, to jedziemy. To znów Gulf Transport Company, na pokładzie dostępne WiFi, z czego oczywiście korzystamy, bilet 7 OMR/os. W środku sami faceci i ja jedyna.
Kontrola dokumentów o północy, wątpliwości co do mojej e-wizy, small talk z jakąś policyjną szychą i sikanie przy męskim autobusie na pustyni; takie rzeczy się dzieją tylko w przypadku podróży lokalnymi środkami komunikacji.
A ten dreszczyk niepokoju, gdy podczas przerwy w podróży wychodzisz z kibla gdzieś w interiorze i nie ma twojego autobusu. I czekasz wśród kilkudziesięciu facetów aż autobus przyjedzie ze stacji benzynowej.
Lol.
Jedziemy. Pasażerowie wysiadają na pustkowiu. Wreszcie udaje mi się zasnąć, budzę się w Salalah. Jest piąta rano.
Sprawdzamy na Osmandzie, gdzie jest nasz hotel, na szczęście blisko. Zabieramy więc plecaki i idziemy. Tylko skąd się tu biorą taksówkarze? Ciągle nam proponują podwiezienie. No, no, no, thank you.
Docieramy do Alpha Suites Hotel. Budzimy drzemiącego na kanapie recepcjonistę i robimy check in. Dostajemy pokój, mimo informacji, że zameldowanie jest dopiero od 14.
Bierzemy prysznic, ah jak przyjemnie po podróży i idziemy spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz