poniedziałek, 27 stycznia 2020

Salalah, beach day

Śniadanie tu jest marne, dwa kawałki chleba tostowego, jajko, porcja masła, pół jabłka, trzy kawałeczki arbuza, miseczka rozmiękłych płatków i herbata. Nooo idą prawie bezkosztowo, pfff. Najgorsze śniadanie w Omanie.







Zwiedzamy pobliski meczet, a jakże, sułtana Qaboosa, wielki i piękny, ale nie tak imponujący jak ten w Muscat.






























Maszerujemy na plażę. Nie idziemy tym razem niebezpiecznymi uliczkami jak wczoraj, tylko nadkładamy spory kawał drogi i idziemy dookoła.







Rozkładamy naszą omańską matę w cieniu palm kokosowych, ale tak, by żaden kokos nie spadł nam na głowę. Taki kokos może nawet roztrzaskać czaszkę!
Odpoczywamy tak sobie do 16, w międzyczasie kąpiąc się w morzu. Dziś są mniejsze fale, a woda jakby ciut zimniejsza.

















W drodze powrotnej zaglądamy na Suk Al-Haffa, gdzie sprzedawcy oferują przede wszystkim kadzidło i bukhur. Kupujemy więc kilogram pachnących grudek olibanum za 3,50 OMR, stargowane z czterech, zestaw magnesów dla koleżanek i trzy szale za 4 OMR, oferowane początkowo za 1,50 OMR za sztukę. Szale są piękne, zrobione z kaszmiru/pashminy, ile w tym prawdy i kaszmiru, tego pewnie nawet sprzedawcy nie wiedzą. Co ciekawe, taki sam szal, który kupiłam od Murzyna na ulicy we Florencji, można było kupić na bazarze Kapalicarsi w Stambule. Taki sam kupiłam w Katmandu i dziś w Salalah. Nie żebym kupowała taki sam szal po raz trzeci, te dwa to prezenty.



Wieczorem idziemy na kolację. Zaglądamy do kilku knajp i wybieramy Mangalya Family Restaurant. Zamawiamy king fish curry, mutton curry, porottę i dwa soki pomarańczowe. Jedzenie jest pyszne, aromatyczne od przypraw. Palce lizać. Tak, dosłownie, bo w dużej mierze jem palcami, jak miejscowi. Płacimy 4,100 Bz. Chyba trochę na górkę.









W hotelu wypożyczamy auto na trzy dni. Pan z wypożyczalni spisuje umowę, pan z recepcji kseruje dokumenty, paszport, prawo jazdy i kartę kredytową, a obydwaj bardzo szczegółowo oglądają prawo jazdy Macieja, dziwiąc się i dziwiąc, że nie ma terminu wygaśnięcia. Nawet poglądowo sprawdzili wygląd polskiego prawka w internecie.
Za trzy dni płacimy 30 OMR, gotówką, dostając rabat 3 OMR, gdyż auto, które sobie wybraliśmy za 10 OMR dziennie nie jest dostępne. Mamy Nissana Sentrę, która czeka już na hotelowym parkingu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz