sobota, 4 kwietnia 2015

Livingston, cascadas Siete Altares

Śpimy do oporu, czyli do prawie do 9, w końcu postanowiliśmy,  że robimy sobie dwa dni wakacji, nareszcie! ;) Po śniadaniu wybieramy się do cascadas Siete Altares. Idziemy najpierw przez miasteczko,  potem brzegiem morza. I jesteśmy w szoku, jaki straszny tu syf! Wzdłuż brzegu leżą zwały śmieci,  butelki po napojach, buty- pojedyncze (no jak można zgubić jednego buta?), plastikowe widelczyki, setki widelczyków, i inne śmieci... Masakra! Jak można zrobić taki bałagan! Przypuszczamy, ze śmieci te zostały wyrzucone przez morze. Ale skąd się wzięły w morzu? To proste, tak jak jadą autobusem i wyrzucają śmieci przez okno (widzieliśmy wielokrotnie), tak płynąc łódką,  wyrzucają śmieci za burtę! :(


















Zniesmaczeni idziemy dalej, a słońce praży :) Docieramy do boleteria (kasy biletowej) i kupujemy bilety wstępu po 20Q.
Kąpiemy się w kaskadach pod wodospadem, woda jest przyjemnie chłodna. Maciej oczywiście skacze z wodospadu :) W pewnym momencie robi się ruch i niepokój,  wszyscy pokazują miejsce pod skałami. Okazuje się,  że w wodzie pojawił się najniebezpieczniejszy wąż w Gwatemali, barba amarilla. Pora stąd uciekać!


























Powolutku wracamy, wypijamy duże piwo, wieczorem znowu rybka na obiad po 40Q, duże piwo (1 litr za 8Q, tanioszka!) i na deser soczysty, słodki ananas :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz