O 7.30 jemy pad thai na śniadanie. Siedzimy w prostej restauracji z przepięknym widokiem na rzekę Mekong. Tanio i smacznie i wreszcie pijemy prawdziwą kawę! Dziwne, bo i w Tajlandii na północy, gdzie na górskich stokach panuje łagodny klimat i w Laosie uprawia się dużo kawy, natomiast do picia proponują jednorazówki rozpuszczalnej Nescafe, fu!
Po godzinie 8 wchodzimy na pokład slow boata, ale okrętowanie pozostałych pasażerów trwa jeszcze godzinę, tak więc odpływamy z Pakbeng z opóźnieniem. Podróż przebiega spokojnie, chociaż na początku jest dość zimno, jednak widoki są tak piękne, że rekompensują niską temperaturę. Po południu wychodzi słońce i robi się ciepło.
O 16 zawijamy do nowego portu w Luang Prabang, jednak okazuje się, że jest on oddalony od miasta 10 km, wiec musimy wziąć tuk-tuka za 20000 kipów od osoby. To skandal, gdyż za bilet na statek zapłaciliśmy 220000 kipów na trasie Huay Xai- Pakbeng- aż do Luang Prabang, a nie pół godziny jazdy tuk-tukiem od niego.
W mieście szukamy hotelu, po kilku próbach znajdujemy ładny pokój w Levady guesthouse, cały w drewnie, z balkonem za 120.000 kipów za noc.
W mieście szukamy hotelu, po kilku próbach znajdujemy ładny pokój w Levady guesthouse, cały w drewnie, z balkonem za 120.000 kipów za noc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz