piątek, 30 stycznia 2015

Siem Reap- Bangkok

Logistycznie to ta podróż była kompletnie nielogiczna. Bilet kupiliśmy w agencji, co jest wygodne i praktyczne, mimo że biorą prowizję, ale jest ona niewielka. O 7.30 mamy pick up z hostelu, o 8 ma wyjechać autobus, ale przed 9 nie wyjeżdżamy.Wreszcie ruszamy, ale po 40 min kierowca robi 20 min przerwę, a  przed granicą na pustym zupełnie terminalu następną, 25 minutową. Dojeżdżamy do granicy w Poipet, gdzie po stronie laotańskiej formalności przebiegają sprawnie, tylko musimy dać odciski wszystkich palców obu rąk, dobrze, ze nie nóg, hahaha! :) Potem przechodzimy na stronę tajską, idziemy i idziemy, to przejście jest dosyć szerokie. Okazuje się, że równocześnie przyjechało kilka innych autobusów, bo kolejka jest ogromna, więc czekamy. Zmarnowaliśmy tu godzinę, wreszcie przechodzimy przez granicę i znów czekamy, tym razem na transport. W końcu wsiadamy do minivana i jedziemy. Jest już 14, a niby o 15.30 mamy być w Bangkoku; niemożliwe! Po drodze kierowca tankuje auto trzy razy;  nie wiem, wlewa po 5 litrow czy co? :p W końcu ok. 19.30 docieramy na Khao San Road... Idę do pierwszego z brzegu guesthouse'a i bierzemy pokój z łazienką i  klimatyzacją,  ale za to bez okna (trochę to klaustrofobiczne, ale dosyć typowe w tych krajach) za 440 bht. Jemy green chicken curry w knajpce vis a vis za 70 bht i idziemy na spacer po kultowej Kaoh San Road ....







czwartek, 29 stycznia 2015

świątynie Angkoru

Tuk-tuka zamawiamy na 7.30, żeby mieć dużo czasu na zwiedzanie.  Zaczynamy od Angkor Wat, najwspanialszej świątyni khmerskiej, jednej z 287 rozsianych w dżungli. To największy zespół budowli religijnych na świecie. Sama świątynia jest poświęcona najwyższemu bóstwu hinduistycznemu, Wisznu. Jest ogromna i mierzy 1200x800 metrow, ponadto otoczona jest ze wszystkich stron fosą o szerokości 190m. Zbudowana została przez króla Suryavarmana II w połowie XII w. Architektura Angkor Wat jest przykładem jednej z najpiękniejszych budowli, w jej czterech rogach wznoszą się cztery prangi, czyli khmerskie wieze, w środku jest centralny, najwyzszy prang. Błądzimy po labiryntach korytarzy, podziwiając reliefy przedstawiające sceny z  mitologii hinduistycznej, zaczerpnięte z dziel Ramayana i Mahabharata. Reliefy te o wysokości 2 m mają łączną długość 800 m i opasują cała świątynię  wzdłuż zewnętrznego krużganka. Płaskorzeźby te, bezdyskusyjnie najpiękniejsze w całym Angkorze są świetnie zakonserwowane. Wspinamy się do głownego sanktuarium, u stóp centralnego prangu, symbolizującego górę Meru, centrum świata hinduistycznego. Zwiedzanie zajmuje nam 4h, ale miejsce jest tak wspaniałe, że nie można tu przebywać krócej. Żar leje się z nieba, wszędzie tłumy turystów.


































Ruszamy dalej na tzw. grand circuit, czyli trasę o długości 25 km. Zwiedzamy Preah Khan, świątynię poświęconą Buddzie, Brahmie, Sziwie i Wisznu. Jest ona trochę podobna do słynnej świątyni Ta Phrom, gdyż również tu korzenie przerastają jej mury.  To jeden z większych kompleksów Angkoru, labirynt korytarzy i przepiękne płaskorzeźby w kamieniu. Jedziemy dalej tuk-tukiem i zatrzymujemy się w Neak Pean. To niewielka świątynia, zbudowana przez króla Jayavarmana VII w II połowie XII w. Znajduje się ona na wyspie na sztucznym jeziorze. Następna świątynia to Ta Som, otoczona ze wszystkich stron lasem, z wielką kamienną twarzą na bramie wejściowej. Później jedziemy do Mebon, która została założona w 952 roku przez króla Rajendravarmana.  Otoczona jest ona murem z czterema wieżami dookoła sanktuarium.  Poświęcona jest bóstwom hinduistycznym, Indra, Skandra, Sziwa i Ganesh. Ostatnią świątynią, jaką dziś zwiedzamy jest Pre Rup. To imponująca piramida ceglana o wielu poziomach, wybudowana w 961 roku, dedykowana Sziwie. Była brahmaniczną świątynią pogrzebową.





























































Zmęczeni, ale zadowoleni i pełni wrażeń wracamy do naszego hostelu. Idziemy na smaczny obiad- tom yam soup/ pot choy z krewetkami i ryżem plus piwo Cambodia. Co ciekawe, piwo z kija w knajpie (0.50$/400ml)jest tańsze niż piwo w sklepie (2$/640 ml) 

środa, 28 stycznia 2015

Angkor, czyli marzenia się spełniają....

Rano przyjeżdżamy do Siem Reap autobusem-kuszetką z miejscami leżącymi, bilet kosztuje 17$. Autobus oczywiście przyjeżdża spóźniony i to aż o 2h. Na terminalu opadają nas kierowcy tuk-tuków, proponujac swoje usługi. Umawiamy się z jednym z nich na przejazd do miasta, znalezienie guesthouse'a i dwa dni transportu w Angkor. Targujemy się, bo pierwsza cena, 30$ za dzień jest nie do zaakceptowania, w końcu umawiamy się na 15$ dziennie plus 2$ za dojazd do centrum. Znajdujemy hostel o dziwnej nazwie 'I win hostel', ale pokój jest przestronny i czysty (12$/noc). Wkrótce ruszamy w stronę Angkor. Dziś robimy small circuit czyli tzw. małe koło i zwiedzamy Prasat Kravan, Sras Srang, Banteay Kdei, Ta Phrom, Ta Keo, Chau Say Tevoda, Thommanon, Angkor Thom, Baphuon i Bayon. Ależ to robi na nas wrażenie, zwłaszcza widok korzeni i konarów wdzierających się w mury, rozsadzając je i oplątujac w mocnym uścisku w Ta Phrom. I Bayon z licznymi wielkimi twarzami na  54 wieżach, zwróconymi w cztery strony swiata, przedstawiającymi rózne wcielenia Buddy. Zmęczeni, wracamy do miasta, zjadamy rybę na obiad i idziemy rozejrzeć się na Night Market. Niestety, nic nam się nie podoba, sama tandeta :p

















































no i mój ukochany Bayon :)