sobota, 13 maja 2023

przepiękne havele w Mandawa

Na śniadanie jem masala chilla, pikantny naleśniczek z warzywami i trochę mniej pikantny bread pakora, popijam sweet lassi o lekkim posmaku wody różanej. O 8 rano wyjazd do Mandawa, do Rajastanu.





Radżastan był niegdyś bardzo bogatym stanem, opierającym swoje bogactwo na handlu. Kiedy zamknięto granicę z Pakistanem i Chinami zaczął podupadać i teraz jest jednym z najuboższych. Nie ma tu bogactw naturalnych, praktycznie brak rolnictwa z powodu nieurodzaju, słonej gleby i braku wody. Ostatnio zaczął odżywać dzięki turystom, którzy bardzo chętnie tu przyjeżdżają, by podziwiać piękne pałace radżów i maharadżów. Majątki te zostały znacjonalizowane w momencie odzyskania przez Indie niepodległości.
Sprawnie wyjeżdżamy z miasta, po drodze napotykamy kilka korków, spowodowanych budową drogi.




Przerwa techniczna.









I jedziemy dalej, dziś mamy długi przejazd. Po drodze kolorowe miasteczka z kolorowymi straganami. I sklecone z byle czego budy, w których w prymitywnych warunkach mieszkają ludzie. Ruch, hałas, zgiełk.
 












W Chandini Resorts zatrzymujemy się na lunch, my tym razem nie jemy, bo zjadamy bułki jeszcze z podróży.



I dalej przez prowincję, gdzie kobiety ciężko pracują, a na poboczu suszą się krowie placki na opał.









Po południu mamy dwie przygody. Najpierw łapiemy panę, na szczęście kierowca Satish dobrze wyhamował. Wysiadamy z autokaru, natychmiast zbiegają się gapie i wołają mechaników, którzy sprawnie zmieniają oponę.
 








Późnym popołudniem niebo się chmurzy, czyżby zbierało się na deszcz? Nie, wkrótce wpadamy w burzę piaskową, wieje silny wiatr i dmucha piaskiem z pustyni. Widoczność spada, wszystko jest jak we mgle.





Gdy dojeżdżamy do Mandawa, spada parę kropli deszczu, które oczyszczają powietrze. Już jest dobrze, idziemy zwiedzać. To miasto jest galerią sztuki pod gołym niebem, stworzoną przez lokalnych artystów. Podziwiać tu można havele, czyli dawne rezydencje zamożnych kupców, których fasady pokryte są wspaniałymi, kolorowymi freskami o bogatej tematyce, przedstawiającej bogów, boginie, zwierzęta lub sceny mitologiczne i historyczne, również z czasów kolonialnych. Przepiękne, klimatyczne miejsce.













































Oglądamy dawne domy kupieckie, których fasady, pełne wykuszy i fantazyjnych otworów okiennych pokryte są barwnymi malowidłami, przedstawiającymi sceny z życia ludzi i bóstw. Typowe haveli posiadały dwa wewnętrzne dziedzińce- zewnętrzny dla mężczyzn, zaś wewnętrzny zarezerwowany dla kobiet. Oprócz fresków, innym częstym elementem ozdobnym jest jharokha, rodzaj bogato rzeźbionego balkonu. Jedną z funkcji tych balkoników było umożliwienie kobietom obserwowanie życia ulicznego nie będąc widzianymi.
Są prześliczne. Jedną z haveli zwiedzamy, wchodzimy na kolejne piętra, zaglądamy do pokojów. Super.







































































Wracamy przez miasto. Tu toczy się codzienne życie mieszkańców tego trochę zapomnianego przez Boga i ludzi miasteczka, czekającego na powrót do dawnej świetności, rzemieślnicy wytwarzają towary, sklepikarze je sprzedają, po ulicach ze spokojem chodzą byki, a ludzie przeciskają się między trąbiącymi głośno skuterami.
 









































































































Jedziemy do hotelu Sara. Jest super, położony na wielkim obszarze, z wielkim basenem, w którym zaraz się wykąpiemy.
























Pokój jest świetny, ogromny z dużym łóżkiem i dużą łazienką, jest dosyć czysto. Internet działa tylko przy recepcji.





Za to kolacja jest słaba, niewielki wybór i zupełnie nieindyjska. Napoje, również woda dodatkowo płatne.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz