środa, 24 maja 2023

miasto-widmo, Fatehpur Sikri

Nasza podróż zbliża się do końca, jutro wracamy do Delhi.















Po drodze zatrzymujemy się w opuszczonym mieście- widmie, Fatehpur Sikri, czyli Mieście Zwycięstwa, gdzie zwiedzamy bardzo ładny kompleks świątynno-pałacowy. W latach 1570 – 1585 za panowania cesarza Akbara tutaj znajdowała się stolica imperium mogolskiego. Wybudowane w krótkim czasie, miasto opustoszało równie nagle i zdumiewająco, gdyż – prawdopodobnie – wyschło miejscowe źródło wody. Fatehpur Sikri jest doskonałym przykładem mogolskiego miasta z czasów największej świetności imperium, a w 1986 r. zostało wpisane na listę UNESCO.








































Według legendy cesarz Akbar pozostawał długo bez męskiego potomka. Zdecydował się więc odbyć pieszą pielgrzymkę do świątobliwego szajcha Salima Cisztiego w Fatehpur Sikri. Święty mąż przepowiedział cesarzowi syna, późniejszego cesarza Dźahangira. Z wdzięczności Akbar nadał swemu potomkowi imię Salim i założył w Sikri stolicę państwa, wybudowawszy nowe okazałe miasto.




































Cesarz Akbar był muzułmaninem, niemniej słynął ze swej tolerancji religijnej. Wiele czasu spędzał w Fatehpur Sikri na studiowaniu innych religii i dyskusjach. Jest twórcą nowej eklektycznej religii Din llahi, a na jego dworze przebywało wielu słynnych ludzi.






















A następnie zwiedzamy meczet Jama Masjid, zbudowany na wzór tego w Mekce. Wspaniały Wielki Meczet został pomyślany jako replika meczetu w Mekce, nosi wpływy perskie i hinduskie. Do meczetu (Dżama Masdżid, Dargah Masdżid) prowadzi wielka 54-metrowa Brama Zwycięstwa, upamiętniająca zwycięską kampanię wojenną Akbara w Gudźaracie.





Do imponującej bramy wiodą równie gigantyczne schody. Sklepione przejście bramy ozdabia inskrypcja, zaczerpnięta z Koranu: „Świat jest mostem, przejdź na drugą stronę, ale nie buduj na nim. Ten, kto ma nadzieję na godzinę, może mieć nadzieję na wieczność. Świat jest jedynie godziną, spędź ją nabożnie, reszta jest niewidzialna”.
Tuż przy bramie stoi głęboka studnia. Jeśli zbierze się większa liczba turystów, trafiają się miejscowi śmiałkowie, którzy rzucają się do studni ze szczytu bramy.
Niegdyś Akbar korzystał z Bramy Królewskiej (Śahi Darwaza) po wschodniej stronie meczetu.









Ten piękny, ogromny meczet został ukończony w 1571 roku i zawiera elementy architektury perskiej i indyjskiej. Jego wielkość, wymiary i estetyka, każda jego część będzie przypominać o postępie, jaki dokonał się w dziedzinie sztuki i architektury pod panowaniem Mogołów. Główne wejście, na szczycie kamiennych schodów, prowadzi przez spektakularną Buland Darwaza, Bramę Zwycięstwa o wysokości 54 m, zbudowaną dla upamiętnienia zwycięstwa militarnego Akbara w Gujarat.





















Grobowiec Shaikha Salima Chisti jest uważany za jeden z najwspanialszych przykładów architektury Mogołów w Indiach. Grobowiec świątobliwego męża pochodzi z 1570 r. i został wyciosany z białego marmuru. Wykute w marmurze okratowanie jest prawdopodobnie najdoskonalszym przykładem kunsztu kamieniarskiego. Budynek jest otoczony ze wszystkich stron delikatnymi marmurowymi ekranami, a grobowiec znajduje się pośrodku głównej sali.
Dziś wzorem XVI-wiecznego cesarza grób Salima odwiedzają bezdzietne kobiety.
Na dziedzińcu stoi też grób wnuka Salima, Islam Khana. W północnej części dziedzińca znajduje się grób szajcha Salima Ćisztiego, tzw. dargah.













I tu i tam otaczają nas hordy umorusanych, żebrzących dzieciaków, małych i dużych. Dajemy im hotelowe kosmetyki i szczoteczki do zębów, które sobie wyrywają. Niektórzy nie wyciągają ręki, lecz pracują, sprzedając magnesy, breloczki i inne gadżety. Ci są jeszcze gorsi, bo bardziej namolni.
 




Nasz przewodnik zaczyna nas poganiać i to mnie irytuje, pewnie spieszy się już do domu.
 
















Jedziemy do Agry. Hotel Amar jest średni, chociaż Maciejowi się podoba, bo jest tu dosyć duży basen. Pokój jest ok, chociaż nie można otworzyć okna i panuje tu zaduch. Ciekawe, jak często czyszczą klimatyzację. Łazienka też jest w porządku, czysta. Internet jest szybki.















I nasz pomocnik kierowcy, Karan Kumar, przesympatyczny młody człowiek. Zrobił niezły interes, przynajmniej na początku, sprzedając nam rum i piwo.



Jedzenie smaczne, częściowo lokalne, częściowo europejskie, a na deser gulab jamun.





Po kolacji umawiam się na masaż ayurwedyjski, 60 min za 1400Rs, gdy przychodzę okazuje się, że nie ma żadnej masażystki (a miały być do 21), jest tylko masażysta. Gdy ustalam, że mogę zapłacić kartą i ubieram się stosownie do męskiego masażu, pan stwierdza, że nie może mnie masować, bo jest sam i musi pilnować basenu, pfff.
No i drugi hit wieczoru. Kiedy chcemy naładować telefony, bo jutro jedziemy do Taj Mahal, okazuje się, że kontakty działają tylko przy włączonym świetle w łazience, panelu świetlnym nad łóżkiem i warkoczącym wentylatorze. Idę więc po pomoc do recepcji, a jest już godzina 0.30, przychodzi boy hotelowy, coś tam grzebie przy tych pstryczkach i niby działa, a rano okazuje się, że telefon Macieja się nie naładował, pff.
A takie dziś zakupy kosmetyczne zrobiłam.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz