Po szaleństwie ostatnich dwóch dni wyjazd o piątej rano wydaje się mało realny, ale nie ma opcji, musimy przekroczyć granicę francuską przed 18. Wstajemy więc o 4.15(!), pakujemy resztę rzeczy i jedziemy odebrać tłumaczenie zaświadczenia o negatywnym teście na covid. O 5 rano!!!! Ale tłumaczka sama tak chciała. I była już ubrana :)
Ruszamy więc w drogę godzinę wcześniej niż zawsze. Ruch niewielki. Przejeżdżamy granicę polsko-niemiecką, żywego ducha nie ma, jest przed siódmą, nieźle.
W Niemczech jadą głównie tiry i jest ich momentami mnóstwo. Chyba Asia wysłała wszystkie ciężarówki na naszą trasę :p Przejeżdżamy całą drogę bez żadnego korka ani zwolnionego ruchu, do Szwajcarii wjeżdżamy już o 15. Na przejściu tylko szybka wymiana 40 franków na winietę, która pozwala na poruszanie się po szwajcarskich autostradach przez rok; mamy nadzieję jeszcze to w 2021 wykorzystać :) I nikt nie sprawdza testów.
Do Francji wjeżdżamy przez St Gingolph, małe lokalne przejście. I tu nie ma nikogo. A mówiono, że na granicy będą sprawdzać, czy mamy negatywny wynik covid.
Pada. Prawie całą drogę, więc Maciej prowadzi, ja się w deszczu nie pcham za kierownicę.
Do Grenoble przyjeżdżamy po 14h 50 minutach, cały czas mamy świetną średnią prędkość, jednak trochę czasu tracimy w Szwajcarii jadąc bocznymi drogami. I znów pełna winda towaru z Polski ;p
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz