wtorek, 21 lipca 2020

Balaton

No to jesteśmy nad kultowym w czasach PRL Balatonem. Śniadanie zjadamy na campingu, jednak bez picia, bo nie możemy zrobić sobie kawy. W kuchence nie ma gazu, nie ma tu nawet czajnika elektrycznego. Skandal! Maciej jest wkurzony.
Idziemy nad jezioro, wchodzimy na płatną plażę i w barze wypijamy po piwie, bo w końcu śniadanie było o suchym pysku :p











Kąpiemy się w tym Balatonie, który jest okropny, woda zimna, mętna, brudna, pełno w niej wodorostów i glonów, które wyglądają jak kupy. Potem leżymy na trawiastej plaży, czytając książki. Nie wiem, jak tu można przyjechać na wakacje. Jak dobrze, że jutro już stąd wyjeżdżamy ;)
Pod wieczór jedziemy do miasteczka, ale nie udaje nam się znaleźć innej knajpy niż ta wczorajsza. Zamawiamy zupę mięsną (to po prostu rosół jak wczoraj tylko z kawałkami kurczaka) i pomidorową (jest dziwnie słodka), faszerowane papryki, sznycel z leczo i ziemniakami i litr wina, tym razem białego. Płacimy 7.500 Ft.
 










Potem lody, 320 Ft/gałkę plus 50 Ft/wafelek (??) i wizyta w Penny Markt, gdzie kupujemy kilka butelek tokaju...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz