Na 10 jesteśmy umówieni z Ewą i Mariuszem z naszej objazdówki na wycieczkę do stolicy. Na głównej drodze chcemy złapać busik do Banjul. W międzyczasie przyczepia się jakiś taksówkarz i namawia ich, żeby z nim pojechać. Oni coś tam negocjują, w końcu dajemy się namówić i jedziemy za 1000 GMD.


Najpierw Arch 22, czyli Łuk Triumfalny który znajduje się na głównej trasie z Sarrakundy do Banjul. Postawiono w 1996 roku, by upamiętnienić wojskowy zamachu stanu z 1994 roku. Wtedy to siłą zmuszono ówczesnego prezydenta Gambii – Dawdę Jawarę, do opuszczenia swojego stanowiska. Władzę przejął Yahya Jammeh, który wraz z Tymczasową Radą Rządzącą Sił Zbrojnych obalili demokratycznie wybrany rząd Gambii
I możemy na niego wejść, 200 GMD/os.. Stąd rozpościera się wspaniały widok na miasto. Spotykamy tu miłe dziewczyny z pobliskiej szkoły średniej.











Potem King Fahad Mosque, który jest największym meczetem w Gambii. Zbudowany został ze środków nieżyjącego już króla Arabii Saudyjskiej Fahada i charakteryzuje się mieszanką tradycyjnych i nowoczesnych stylów architektonicznych. Minaret meczetu jest wzorowany na wieży Giralda w Sewilli, która została pierwotnie zbudowana jako minaret dla meczetu podczas panowania muzułmanów w Hiszpanii w XII wieku.







I na koniec taksówkarz zawozi nas na Albert Market. To tętniący życiem, od dawna istniejący targ uliczny na świeżym powietrzu, na którym można kupić żywe tkaniny, rękodzieło i produkty rolne. Tu kupuję sobie 3-jardowy kupon materiału w afrykańskie wzory, z którego uszyję sobie afrykańską suknię, taką jak noszą miejscowe kobiety. Ubierają się one bardzo kolorowo, a na głowach noszą turbany. Maciej kupuje kolorową koszulę.













Wracamy, wycieczka trwa prawie trzy godziny. Kończymy ją na piwie w Mango. Od 9 rano do 17 mają tu happy hour i duże piwo kosztuje 130 GMD.


Teraz szybko na basen, gdzie jesteśmy do zamknięcia, do 18.




Potem kolacja, zaplanowaliśmy Yasmine, ale idziemy kontrolnie w boczną ulicę, bo nie jesteśmy jeszcze głodni. Sprawdzamy menu w kolejnych knajpach, w sumie jest ich w okolicy naszego hotelu bardzo dużo.
Lokalna sztuka w lokalnej knajpie. Polityczna sztuka.





















I finalnie odkrywamy nowe miejsce, Musa's Bendulla z najlepszym jedzeniem tutaj. I tanim. Zamawiamy grilled king prawns, 550 D i prawns in sweet&sour sauce, 425 D. I homemade chunky chips. Pychota. I małe piwo po 125 D. Wrócimy tu na ostatnie jedzenie przed podróżą.











Wieczorem jeszcze występ muzyczny w hotelu.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz