niedziela, 2 marca 2025

Kamienne Kręgi Senegambii, Wassu, Gambia i jedziemy do Senegalu

Po śniadaniu jedziemy do Wassu, gdzie znajduje się wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO stanowisko archeologiczne Kamienne Kręgi Senegambii. Te osobliwe konstrukcje kryją wiele tajemnic, są świadkami nieznanej historii Afryki Zachodniej sprzed około tysiąca lat. Lokalny przewodnik przedstawia różne hipotezy dotyczące celu powstania tych budowli oraz ich budowniczych.











Cztery grupy obiektów zwane Sine Ngayène, Wanar, Wassu i Kerbatch składają się z 93 kamiennych kręgów, licznych kurhanów oraz grobowych kopców, których powstanie datuje się na okres od III wieku p.n.e. do XVI wieku n.e. Wszystkie obiekty tworzą zespół sakralny liczący ponad 1500 lat.




Kręgi kamienne Senegambii obejmują ponad 1.000 formacji megalitycznych rozłożonych na 30.000 kilometrów kwadratowych między Gambią a Senegalem. Lokalne społeczności zbudowały te monumenty między 300 p.n.e. a 1600 n.e., używając bloków laterytowych ważących siedem ton.



















Przy okazji mamy tu występ lokalnej orkiestry, grającej na bębnach, wykonanych z plastikowych kanistrów, której wtóruje mieszany chórek, dzieci są przesłodkie

















Potem jazda do Tambacounda, największego miasta we wschodnim Senegalu. Jednak kierowca, Yusuf zagapia się, a przewodnik Kabba Janko nie mówi mu, że trzeba zjechać w prawo i przez tę ich nieuwagę dojeżdżamy aż do końca Gambii, do Fatoto, gdzie przejeżdżamy przez rzekę Gambię i dalej jedziemy aż do granicy. Tu dajemy przewodnikowi paszporty, a on zanosi je do urzędników granicznych. I w ogóle nie wysiadamy z busika, formalności zostają załatwione poza naszymi plecami. A szkoda, bo ja lubię osobiście, nogami przechodzić przez granice.
Po drodze na stacji benzynowej w Velingara udaje nam się kupić piwo, no bo przecież to także kraj muzułmański.











W Tambacounda idziemy na przechadzkę po lokalnym rynku, ale nic nie kupujemy, bo właściwie nie ma co.









Śpimy dziś w Nidji hotel. Najpierw dostajemy jakiś pokój - norę, ale szybko wymieniają nam na lepszy, z oknem i to bez naszej interwencji. Jest upalne popołudnie, więc odpoczywamy i pływamy w basenie.















Pod wieczór idziemy się przejść po mieście, które ma około 150 tysięcy mieszkańców. Niestety, nie ma tu wielu opcji. Szukamy piwa, nie ma, w sklepie nawet usłyszeliśmy, że nie ma, bo jest 'haram'.

















Wieczorem na kolację znowu kurczak, tym razem z frytkami i bierzemy piwo Gazelle za 2000 franków CFA. A kelnerzy są w białych koszulach i ciemnych spodniach. W nocy z powodu gorąca nie mogę spać.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz