Rano dowiadujemy się, że w hotelu, który zarezerwowaliśmy na pobyt jest overbooking i przeniesiono nas do innego, razem z trzema osobami z naszej wycieczki. Podobno lepszy, więc mamy upgrade, lol. Zobaczymy.
Jemy śniadanie i resztę czasu do transferu, który jest o 12 spędzamy przy basenie. I nawet ja się kąpię.












Przejazd trwa kwadrans, ale musimy poczekać na pokoje do 15. Nie ma problemu, idziemy na basen, Oasis Pool. Ale tu jakoś dziwnie, niemrawo, same stare dziady i stare baby, cisza i spokój, więc trochę tu siedzimy.

Ale potem idziemy pozwiedzać teren hotelu. Jest on ogromny, ma 375 pokojów. I o 11.30 karmią tu stado sępów.



Znajdujemy drugi basen, Atlantic Pool, gdzie atmosfera jest żywa, a z głośników płynie głośna muzyka.


Jest tu i plaża, ogrodzona od tej atlantyckiej wielkimi czarnymi głazami. Idziemy się przejść kawałek, ale jesteśmy ciągle nagabywani przez lokalsów, więc niedługo wracamy, sprawdzając przy okazji lokalną knajpę na plaży. Ceny są w porządku, więc kiedyś tu przyjdziemy.






Jest już 15, dostajemy pokój i okazuje się, że to pokój superior. No ale mamy upgrade! lol. I nic nie szkodzi, że z tarasu pokoju jest widok na panele słoneczne, bo przecież na tarasie ani w pokoju siedzieć nie będziemy.



A wieczorem robimy rozeznanie w miejscowych knajpach i wybór pada na Saffron Spice Kitchen, knajpę indyjską, polecaną przez Roberta, gdzie zamawiamy garlic shrimps with chips, po 700 GMD and draft beer, po 160 GMD, pycha. I obżeramy się bardzo. Przemiła kelnerka, ale długo czekamy, a w brzuchu burczy.






Wieczorem drink w hotelowym lobby.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz