piątek, 9 grudnia 2022

Znów Gozo

Dziś znów płyniemy na Gozo, bo wczoraj nie zdołaliśmy zobaczyć wszystkiego. Tym razem jednak nic nam nie pasuje, autobusy jeżdżą jak chcą, kompletnie nie trzymając się rozkładu, spóźniamy się na prom i płyniemy kolejnym, a na Gozo musimy czekać na autobus, którego nie ma, a potem przyjeżdżają stadami.
 










Jedziemy do Dwejra, na skaliste wybrzeże. Trochę dziś tu wieje. Biegamy po tych skałach szybko, bo albo pojedziemy autobusem za godzinę albo za dwie. Nie ma co tu robić przez dwie godziny, zwłaszcza przy tej pogodzie. Wiatr wieje, morze szumi, faluje i trzaska o skały. Jest wspaniale. Oglądamy Dwejra Tower i Inland Sea, wewnętrzne morze, z którego można wypłynąć łodzią na pełne morze, ale nie zimą.
 










































































Udaje nam się! Po godzinie bierzemy autobus i jedziemy w kierunku Ta' Pinu, to sanktuarium na wygnajewie, do którego musimy kawałek dojść. Szybko je zwiedzamy, bo za 5 minut mamy autobus. Albo za 40.
 




























I już zostają na dziś same przyjemności. Jedziemy do Rabatu na lunch. Na starym mieście sprawdzamy opcje i wybieramy Cafe Diaz na placu St. Georges, gdzie zamawiamy bruschettę, 3,50€ i królika, rabbit stew z marchewką, ziemniakami i groszkiem, 16€ plus dwa kieliszki czerwonego wina po 4€, oooj pyszności.
 












Wracamy autobusem, potem promem i dwoma autobusami do hotelu. Tu idziemy wreszcie na hotelowy basen. Niestety, są tu polskie dzieciary, które powinny być w szkole, a nie na wakacjach, pfffff.
 






I znowu wypasiona kolacja....










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz